Biżuteria z czaszkami, szklana torebka i królicze pyszczki
Nowoczesna biżuteria projektowana przez artystów nie zawsze nadaje
się do noszenia. Czasem jest jedynie przedmiotem pełnej zachwytu
kontemplacji albo pożądliwych spojrzeń, gdy cena wielokrotnie przekracza
finansowe możliwości przeciętnej kobiety. Są jednak takie miejsca,
gdzie można biżuterię oglądać, podziwiać, komentować, ale i wpatrywać
się w nią niedowierzająco.
Bo jak inaczej zareagować na szklaną torebkę autorstwa Teda Notena, w której wnętrzu zatopiono kawał wypreparowanej łopatki? Albo na parę dzikich kaczek, sądząc z opisu samców, osiodłanych i gotowych do podróży, o nazwach nawiązujących do popularnego w USA sportu jakim jest baseball (kanonier Kelly i pałkarz Bob, bohaterowie pracy Kelly Mccallum)? Albo na naszyjnik z wiernie odtworzonych w porcelanie jabłkowych ogryzków naśladujących te prawdziwe połączone ze sobą na kształt łańcuszka? Że nie wspomnę o biżuterii Agaty Stenkowskiej, która w swej pracy wykorzystała kości czy przypominający krwioobieg (czerwony niczym krew i oplatający szyję manekina niczym prawdziwe żyły wyszarpane z ciała) projekt Katheriny Belkiny nawiązujący do słynnego portretu Fridy Kalho...
"Nature morte. Biżuteria" taki tytuł nosi wystawa w holu wrocławskiego Muzeum Narodowego, która stanowi przedłużenie ekspozycji w Pawilonie Czterech Kopuł, gdzie gości kolekcja z londyńskiej MOCA wzbogacona o wrocławskie zbiory sztuki nowoczesnej ("Nature morte. Współcześni artyści ożywiają martwą naturę").
Wystawa biżuterii z przewodnim motywem martwej natury zorganizowana z inicjatywy kuratora, artysty i dyrektora MOCA w Londynie Michaela Petry, przygotowana przy współpracy z wrocławską Akademią Sztuk Pięknych, prezentuje dzieła twórców z całego świata - od USA po Japonię.
Prace te zgromadzone zostały w szklanych gablotkach, ale i zaprezentowane na manekinach. Są tu też dość tradycyjne instalacje Giedymina Jabłońskiego (zestaw prawdziwego bukietu i kwiatów w wazonie namalowanych na obrazie) oraz dyptyk malarstko - rzeźbiarski Agaty Nowosielskiej wykorzystujący motyw chryzantem.
Dzieła artystów mniej lub bardziej znanych mają w sobie także pewną dozę humoru i zabawy konwencjami. Z tradycyjną biżuterią niewiele mają współnego, a niektóre bibelociki wyglądają jak szklane arcydzieła, które raczej trudno byłoby ubrać na szyję czy palce...
Martwe natury biżuteryjne wyglądają w niektórych gablotkach jakby spadły z obrazów i zamieniły się w trójwymiarowe przedmioty. Niektóre są piękne, inne zabawne, jeszcze inne upiorne (jak wypchane królicze łebki z pracy Afke Goldsteijn, które, jak się wydaje, podejrzliwie łypią na widza szkalnymi oczami). Niektóre mogłyby nadawać się do ozdoby na imprezach dla gothów (zwłaszcza te z czaszkami), inne mogłyby nosić kontrowersyjne artystki (szklana torebka pasowałaby do sławnego kostiumu z prawdziwego mięsa, jaki swego czasu przywdziała Lady Gaga).
Są i takie jakie z pewnością zainteresowałyby ekscentrycznego pisarza dandysa Oskara Wilde'a, który mógłby przyozdobiony nimi przechadzać się po Londynie, a jeszcze inne znakomicie wtopiłyby się w manierystyczne gabinety osobliwości, gdzie prezentowane były muszle, rośliny, korzenie o nietypowych kształtach, wypchane zwierzęta, dziwaczne rzeźby i portrety ludzi o zdeformowanych twarzach albo osobliwe owocowe lub warzywne portrety Giuseppe Arcimbolda (zdobiły kolekcję zamkową cesarza Rudolfa II Habsburga w szesnastowiecznej Pradze).
Reasumując - wystawa "Nature morte.Biżuteria" we wrocławskim muzeum to trochę taki gabinet osobliwości - coś ładnego, coś dziwnego, coś strasznego i coś kontrowersyjnego. Wszystko martwe, choć w niektórych przypadkach wcześniej żyło (wypchane ptaki, zwierzęta, kości).
Ekspozycja budzi też zdumienie nie tylko ścieżkami, jakimi kroczy wyobraźnia artystów, lecz i technicznymi możliwościami współczesnej sztuki, dla której wykonanie nawet najbardziej ekwilibrystycznych projektów nie jest niemożliwe.
Ekspozycja czynna będzie do 13 kwietnia 2017 r.
Bo jak inaczej zareagować na szklaną torebkę autorstwa Teda Notena, w której wnętrzu zatopiono kawał wypreparowanej łopatki? Albo na parę dzikich kaczek, sądząc z opisu samców, osiodłanych i gotowych do podróży, o nazwach nawiązujących do popularnego w USA sportu jakim jest baseball (kanonier Kelly i pałkarz Bob, bohaterowie pracy Kelly Mccallum)? Albo na naszyjnik z wiernie odtworzonych w porcelanie jabłkowych ogryzków naśladujących te prawdziwe połączone ze sobą na kształt łańcuszka? Że nie wspomnę o biżuterii Agaty Stenkowskiej, która w swej pracy wykorzystała kości czy przypominający krwioobieg (czerwony niczym krew i oplatający szyję manekina niczym prawdziwe żyły wyszarpane z ciała) projekt Katheriny Belkiny nawiązujący do słynnego portretu Fridy Kalho...
"Nature morte. Biżuteria" taki tytuł nosi wystawa w holu wrocławskiego Muzeum Narodowego, która stanowi przedłużenie ekspozycji w Pawilonie Czterech Kopuł, gdzie gości kolekcja z londyńskiej MOCA wzbogacona o wrocławskie zbiory sztuki nowoczesnej ("Nature morte. Współcześni artyści ożywiają martwą naturę").
Wystawa biżuterii z przewodnim motywem martwej natury zorganizowana z inicjatywy kuratora, artysty i dyrektora MOCA w Londynie Michaela Petry, przygotowana przy współpracy z wrocławską Akademią Sztuk Pięknych, prezentuje dzieła twórców z całego świata - od USA po Japonię.
Prace te zgromadzone zostały w szklanych gablotkach, ale i zaprezentowane na manekinach. Są tu też dość tradycyjne instalacje Giedymina Jabłońskiego (zestaw prawdziwego bukietu i kwiatów w wazonie namalowanych na obrazie) oraz dyptyk malarstko - rzeźbiarski Agaty Nowosielskiej wykorzystujący motyw chryzantem.
Dzieła artystów mniej lub bardziej znanych mają w sobie także pewną dozę humoru i zabawy konwencjami. Z tradycyjną biżuterią niewiele mają współnego, a niektóre bibelociki wyglądają jak szklane arcydzieła, które raczej trudno byłoby ubrać na szyję czy palce...
Martwe natury biżuteryjne wyglądają w niektórych gablotkach jakby spadły z obrazów i zamieniły się w trójwymiarowe przedmioty. Niektóre są piękne, inne zabawne, jeszcze inne upiorne (jak wypchane królicze łebki z pracy Afke Goldsteijn, które, jak się wydaje, podejrzliwie łypią na widza szkalnymi oczami). Niektóre mogłyby nadawać się do ozdoby na imprezach dla gothów (zwłaszcza te z czaszkami), inne mogłyby nosić kontrowersyjne artystki (szklana torebka pasowałaby do sławnego kostiumu z prawdziwego mięsa, jaki swego czasu przywdziała Lady Gaga).
Są i takie jakie z pewnością zainteresowałyby ekscentrycznego pisarza dandysa Oskara Wilde'a, który mógłby przyozdobiony nimi przechadzać się po Londynie, a jeszcze inne znakomicie wtopiłyby się w manierystyczne gabinety osobliwości, gdzie prezentowane były muszle, rośliny, korzenie o nietypowych kształtach, wypchane zwierzęta, dziwaczne rzeźby i portrety ludzi o zdeformowanych twarzach albo osobliwe owocowe lub warzywne portrety Giuseppe Arcimbolda (zdobiły kolekcję zamkową cesarza Rudolfa II Habsburga w szesnastowiecznej Pradze).
Reasumując - wystawa "Nature morte.Biżuteria" we wrocławskim muzeum to trochę taki gabinet osobliwości - coś ładnego, coś dziwnego, coś strasznego i coś kontrowersyjnego. Wszystko martwe, choć w niektórych przypadkach wcześniej żyło (wypchane ptaki, zwierzęta, kości).
Ekspozycja budzi też zdumienie nie tylko ścieżkami, jakimi kroczy wyobraźnia artystów, lecz i technicznymi możliwościami współczesnej sztuki, dla której wykonanie nawet najbardziej ekwilibrystycznych projektów nie jest niemożliwe.
Ekspozycja czynna będzie do 13 kwietnia 2017 r.
Komentarze
Prześlij komentarz