TIFF Festival we Wrocławiu

Tegoroczna, szósta już edycja  TIFF FESTIVAL  zorganizowana została we Wrocławiu w nieco odmiennej formule. Obok krakowskiego Miesiąca Fotografii  oraz łódzkiego Fotofestiwalu to najważniejsza impreza fotograficzna w Europie Środkowo-Wschodniej. Organizatorzy wciąż szukają optymalnej formuły pozwalającej widzom jak najlepiej zapoznać się z osiągnięciami współczesnych twórców fotografii. Niewątpliwym novum jest zastąpienie klasycznych wernisaży oprowadzaniami kuratorskimi i spotkaniami z artystami.
Tegorocznym hasłem "Rivers and Roads", czyli "Rzeki i drogi", TIFF Festival wpisuje się zatem w to z czym zarówno zwykli odbiorcy sztuki jak i ci którzy ją tworzą mają do czynienia  na co dzień - z przemieszczaniem się, podróżowaniem, zmianami miejsca zamieszkania, odwiedzaniem innych krajów, poznawaniem innych kultur i konfrontowaniem sposobu patrzenia na rzeczywistość z tym, jakie charakteryzuje przedstawicieli innych kręgów kulturowych.
Na różnorodnych stylistycznie wystawach można zobaczyć fotografie będące zapisem autentycznej drogi podróżującego, wyimaginowaną wędrówką w przeszłość z wykorzystaniem dawno wykonanych zdjęć i towarzyszących im historii oraz fotograficzną próbą uchwycenia stanu emigracji czasowej lub stałej.
Podróż jest tematem przewijającym się przez niemal wszystkie ekspozycje, jakie odbywają się zarówno w Biurze Festiwalowym przy Ruskiej 46 ("Spotkanie przy stole"Agnieszki Pajączkowskiej, "W drodze" Photosphere Colective,"Autobahn der Freiheit" Mateusza Skóry,"Kroki" Mateusza Kowalika, "Teraz jestem tutaj. Albo może raczej nigdzie" Stanisława Cata-Mackiewicza),  jak i Muzeum Współczesnym Wrocław ("Lost &Found" Munemasa Takahashi, "Found Photos in Detroit" Arianny Arcara i Luki Santese), Galerii Entropia ("Living Room" Marcina Fajfruka), galerii BWA Dizajn ("Meet the Publisher") czy  galerii SiC! ("Drogi mniej uczęszczane"). Są to podróże w sensie fizycznym, ale i mentalne wędrówki wiodące w przeszłość, fotograficzne zaglądanie do zakamarków historii, a nawet kreowanie nowych opowieści z wykorzystaniem fragmentów rzeczywistości zatrzymanej na fotografiach znalezionych niczym swoiste objects trouves.
Fascynujące jest przyglądanie się artystów europejskich japońskiej kulturze. Prace Munemasy Takahashi'ego „Lost and Found” w MWW to próba przywrócenia do życia zdjęć, które znaleziono i uratowano po zniszczeniach przez tsunami  regionu Tōhoku  w 2011 r. To próba odtworzenia wspomnień z dawnego, szczęśliwego świata.Takahashi dzięki tym zdjęciom spróbował odtworzyć  moment, w którym wszystko legło w gruzach (zdjęcia są zniszczone i często nie widać na nich twarzy sfotografowanych postaci). Właściwie przypominają niepokojące migawki z japońskiego filmu "Ring".
Podobnie dekadenckie wrażenie robią  zdjęcia znalezione w Detroit w latach 2009 – 2010. Setki fotografii z lat 70. i 80. XX w., a więc  z czasów gdy to świetnie prosperujące motoryzacyjne centrum zaczęło podupadać, znalazło się na śmietnikach, w opuszczonych walących się ruderach, zamkniętych szpitalach i nieczynnych posterunkach policji, gdzie mniej lub bardziej uszkodzone  z pewnością uległyby całkowitej destrukcji.
Ekspozycja „Found Photos in Detroit” kolektywu Cesura (Arianna Arcara i Luca Santese)  to swoiste requiem dla miasta, a zniszczone  fotografie sprawiają przejmujące wrażenie kruchości wszystkiego.
Kolejnym  nostalgicznym sposobem przywrócenia wspomnień podróży do miejsc, które w dawnym kształcie już nie istnieją, jest sięgnięcie po historyczne już zdjęcia Anglii z lat. 40. i 50., które można zobaczyć na ekspozycji nieznanych fotografii emigracyjnych Stanisława Cata-Mackiewicza „Teraz jestem tutaj. Albo może raczej nigdzie” w kamienicy przy Ruskiej 46. Te niewielkie czarno-białe, amatorskie zdjęcia wykonane zostały przez słynnego pisarza i publicystę w latach 1945 -1956 w Londynie. Fotografiom na wystawie towarzyszą  wybrane fragmenty z książki Cata Mackiewicza „Mój sekretarz”.
Szczególnym rarytasem jest moim zdaniem wystawa "European Eyes on Japan" będąca efektem pobytu rezydencyjnego Jona Cazenave z San Sebastian i Łukasza Rusznicy z Wrocławia, którzy wyjechali do Japonii, gdzie w prowincji Kagawa starali się europejskim spojrzeniem objąć azjatyckie zwyczaje. Świetne są prace Jona Cazenave, w których różnorodność  zastosowanych technik, zarówno analogowych jak i cyfrowych, dała niezwykłe efekty formalne. Podobnie zresztą jak w  fotograficznych analizach pejzażowych, jak można by było określić prace Łukasza Rusznicy.
Artyści penetrują światy minione, odległe, odmienne od tych jakie są im znane z codzienności. Pokazują też inne modele życia, co niezwykle subtelnie pokazuje przyglądający się rodzinie i jej „banalnej unikalności” warszawski fotografik Mateusz Kowalik (wystawa „Kroki” w kamienicy przy ulicy Ruskiej 46) czy projekt Marty Zduńskiej „Bo mieszkam u dwójki moich znajomych na kanapie w kuchni”, w którym autorka niczym typowy współczesny nomada dokumentuje swoje odczucia w  sytuacjach, jakie dla podróżnika są zwyczajne, choć dla zwykłego człowieka zakotwiczonego w ustabilizowanej codzienności, są nie do wyobrażenia. Nie mieć domu, nie mieć stałego punktu odniesienia, bazy,  mieszkać kątem u kogoś, korzystać z gościnności – to budzi  przerażenie i poczucie niepewności, ale czy we współczesnych czasach, jak pokazują fotografie z Detroit czy Japonii, po przejściu tsunami, człowiek może być czegokolwiek pewny na sto procent? W jednej chwili kataklizm może nas pozbawić dachu nad głową i poczucia bezpieczeństwa. Utrata pracy (w Detroit po okresie prosperity wzrosło bezrobocie) czy zdrowia może doprowadzić do sytuacji, w której człowiek jest zmuszony do zmiany, do znalezienia się w sytuacji niczym z  "On the Road" Kerouaca, kiedy to trzeba być nieustannie gotowym do podróży.
Oczywiście nie byłam w stanie z powodu mnogości imprez i miejsc jakie przygotowali dla widzów organizatorzy TIFF FESTIVAL  być na kilku innych tiffowych ekspozycjach (np. w galerii Miejsce przy Miejscu, gdzie prezentowana jest wystawa Oiko Petersena "Ukryte" czy też na "Territorium Novum" w galerii MIA na Dworcu Głównym, nie widziałam również "Ćwiczeń bezwysiłowych" w galerii Tętno na Jatkach), niewątpliwie równie interesujących.
Może jednak te luźne refleksje, które  nasunęły mi się po obejrzeniu najważniejszych jak sądzę pokazów tegorocznej edycji TIFF Festival,  zachęcą kogoś do obejrzenia wystaw w kamienicy przy ul. Ruskiej 46, galerii BWA Dizajn czy Muzeum Współczesnym Wrocław.
TIFF Festival trwać będzie do 11 września 2016 r.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brawurowa premiera "Manekinów" w Operze Wrocławskiej

"Staram się zbytnio nie intelektualizować swojego malarstwa" — wywiad z argentyńskim malarzem Alejandrem Mariottim

"Flamenco to sposób bycia, śmiechu...kochania..." – wywiad z artystą flamenco FARRU