Pomarańczarki w Muzeum Śląskim

Obie wersje obrazu "Pomarańczarka" Aleksandra Gierymskiego można obecnie oglądać w nowym gmachu Muzeum Śląskiego. Znajdują się w Galerii malarstwa polskiego od 1800 do 1945 roku, z boku, otoczone takimi obrazami  jak ubiegłoroczny nabytek muzealny, czyli dzieło Alfonsa Dunina Borkowskiego, prace Kotsisa czy wielki portret pędzla Matejki.
Wersję warszawską "Pomarańczarki" zakupiono do zbiorów muzealnych w 1928 r. w antykwariacie Dom Sztuki, wersję katowicką rok później w warszawskim antykwariacie Abe Gutnajera, który odkupił go w 1924 roku od kolekcjonera Ignacego Korwina Milewskiego, ten zaś  z kolei zakupił go bezpośrednio od Aleksandra Gierymskiego.
Historię odzyskania wersji warszawskiej opowiadała na niedawnym spotkaniu  muzealnym Karina Chabowska, Główny Specjalista Wydziału ds. Strat Wojennych Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. I była to historia prawdziwie detektywistyczna - zaczęło się bowiem od telefonu do Muzeum Śląskiego w Katowicach z informacją, że w Niemczech w posiadaniu pewnej rodziny znajduje się obraz "Żydówka z pomarańczami", więc zapewne niedługo pojawi się gdzieś na rynku aukcyjnym.
I tak się rzeczywiście stało, bo obraz ten faktycznie "wypłynął", jak mówią fachowcy, w niewielkim domu aukcyjnym w Buxtehude pod Hamburgiem w listopadzie 2010 roku wystawiony za sumę 4 tysiące euro (!) z adnotacją, że jest to prawdopodobnie obraz Aleksandra Gierymskiego.
Strona polska została powiadomiona i muzealnicy z warszawskiego MN zorientowali się, że obraz jest tym dziełem, które po powstaniu warszawskim w nieznanych okolicznościach zniknęło z kolekcji, do której wcześniej należało.W grudniu 2010 roku pojechały zidentyfikować obraz 3 panie z warszawskiego MN - pani historyk sztuki Ewa Micke- Broniarek zajmująca się twórczością Aleksandra Gierymskiego (przygotowywała w przeszłości i kuratorowała wystawie prac tego malarza w MN), pani Elzbieta Charazińska  (historyk sztuki) oraz wieloletnia specjalistka od konserwacji dzieł sztuki pani Anna Lewandowska. Potwierdzono iż faktycznie obraz na aukcji i obraz należący w przeszłości do warszawskiego muzeum to ten sam obiekt.
Powiadomiono Interpol, próbowano zająć obraz jeszcze w domu aukcyjnym, zatrudniono w Niemczech prawnika (specjalizującego się w "zajmowaniu" statków), w końcu decyzją sądu niemieckiego doszło po wielu perturbacjach  do podwójnego "zajęcia" obrazu. Niemiecki dom aukcyjny dostał wniosek restytucyjny wystosowany przez polskie ministerstwo, obraz zajęto i... uwięziono na pół roku w sejfie lokalnej Spaarkasse, gdzie przeleżało do lipca 2011 roku.
Negocjowano w tym czasie kwotę rekompensaty, a ponieważ według przepisów mogą to sfinansować  jedynie sponsorzy znalezieni przez ministerstwo (MKiDN nie ma na ten cel specjalnych funduszy), to pozyskano PZU, które wyasygnowało żądaną kwotę. I w końcu obraz Gierymskiego trafił tam skąd zniknął w nieznanych okolicznościach. Niestety został  wycięty z ram, zwinięty w rulon, naklejony na sklejkę, ubytki miał pozalepiane woskiem, a górna jego część została mocno przemalowana. Był w stanie wręcz tragicznym, w co patrząc na obraz wiszący na muzealnej ścianie trudno nam uwierzyć.
Konserwacja trwała kilka miesięcy i była niezwykle pracochłonna, ale dzięki niej możemy dziś podziwiać piękne żywe kolory obrazu, który powstał ok. 1880-1881 roku i inspirowany był  niepozowaną  fotografią autorstwa dziewiętnastowiecznego fotografa warszawskiego Konrada Brandla. Jest nieco większy niż wersja katowicka, która ma wymiary 63,5 cm x 47,5 cm (warszawska"Pomarańczarka" ma wymiary 65 cm x 54 cm).
Różnice między obrazami są nieznaczne - podstawowa to kolorystyka i nastrój (wersja warszawska należy bardziej do impresjonistyczno- luministycznych poszukiwań Gierymskiego zafascynowanego różnorodnymi możliwościami  malowania efektów świetlnych, wersja katowicka bliższa jest realizmowi). Jednak nie jest to odosobniony przypadek kiedy artysta maluje ten sam motyw w kilku wersjach. Impresjoniści wielokrotnie wykorzystywali ten sposób do pokazywania różnorodności postrzegania przedmiotów, obiektów architektonicznych czy ludzi o różnych porach dnia, przy odmiennej pogodzie czy oświetleniu (światło słoneczne, szarość pochmurnego dnia).
Aleksander Gierymski, młodszy brat Maksymiliana, był artystą niezwykle drobiazgowym, o czym można przekonać się oglądając jego wersje "Święta trąbek"  czy "W altanie", ale też twórcą sporo podróżującym i wchłaniającym nowinki, z którymi zetknął się we Francji czy Italii. Był również człowiekiem ze szczególną wrażliwością dostrzegającym problemy takie jak nędza, samotność, brak stabilności życiowej, gdyż sam zmagał się z chorobą psychiczną.
Uboga, wyniszczona nędzą, okryta wełnianą chustą Żydówka stojąca z koszem owoców na tle  miasta, którego świątynie wynurzają się z mgły, to obraz uosabiający dziewiętnastowieczną niemożność zmiany swojego losu, smutek, którego nie sposób przekszłatcić w radość. Jak sie wydaje,  w życiu sprzedawczyni owoców nie ma już żadnej nadziei na zmianę.
Jest trochę jak tytułowa "Dziewczynka z zapałkami" Andersena.  Sprzedaje egzotyczne pomarańcze, choć z pewnością sama ich nie skosztuje, bo są przeznaczone dla tych, których na to stać. Przypomina współczesnych pracowników, którzy sprzedają ekskluzywne dobra, których jednak wypróbować nie mogą, bo ich na to nie stać, bo zbyt mało zarabiają, by przekonać się jak smakują.
Obie "Pomarańczarki" można obejrzeć w katowickim Muzeum Śląskim do lipca 2016 r.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brawurowa premiera "Manekinów" w Operze Wrocławskiej

"Staram się zbytnio nie intelektualizować swojego malarstwa" — wywiad z argentyńskim malarzem Alejandrem Mariottim

"Nasze imprezy są flamenco, żyjemy flamenco, śpimy flamenco i jemy flamenco" – wywiad z Tomatito