Ewa Kuryluk, Kraków i miłość

Ewa Kuryluk to malarka, poetka, autorka  książek  ("Wiedeńska apokalipsa" z 1974 r.  i "Salome albo o rozkoszy" z 1976 r.), które są dla mnie znakomitym przykładem na to jak należy pisać o sztuce, żeby zafascynować odbiorcę i skłonić do poszukiwania obrazów, o których traktują te publikacje.
W krakowskim Muzeum Narodowym otwarto niedawno wystawę  malarstwa "Nie śnij o miłości, Kuryluk" prezentującą dzieła w większości z prywatnych kolekcji i MN w Krakowie, stworzone przez obchodzącą w tym roku 70-lecie urodzin (jak ten czas leci!) Ewę Kuryluk w latach 1967- 1978.
Ekspozycja znajduje się w salach na  pierwszym piętrze krakowskiego muzeum. Miejsce to jest dla artystki znaczące, gdyż w zbiorach tych, jak sama przyznaje, znajdują się jej najlepsze prace, a poza tym, jak podają autorzy wystawy, gmach główny muzeum  znajduje się niedaleko od Basztowej 15  (moim zdaniem nie jest to aż tak blisko, bo nawet idąc skrótem przez Krupniczą to kawałek drogi), gdzie artystka urodziła się 5 maja 1946 roku, jako córka Karola Kuryluka, wydawcy przedwojennych Sygnałów, późniejszego polskiego ministra kultury i  ambasadora PRL w Wiedniu, oraz Miriam Kohany, pisarki i tłumaczki.
Biografia artystki jest więc na swój sposób zdeterminowana pochodzeniem  z rodziny, w której byli rodzice intelektualiści, nie ujawniane przez lata żydowskie pochodzenie oraz choroba psychiczna (matki i brata), co zdeterminowało twórczość Ewy Kuryluk i zaważyło na tematyce zarówno jej prac plastycznych jak i literackich ("Goldi").
Mając 13 lat jako uczennica wiedeńskiego gimnazjum  Ewa Kuryluk sięgnęła po aparat fotograficzny i zaczęła  robić zdjęcia. Po latach kształciła się w warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych,  gdzie usłyszała, że nie ma talentu. Studiowała też historię sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie zaprzyjaźniła się z profesorem Porębskim i jego żoną, co ułatwiło jej zorganizowanie wystawy w Krakowie.
Za najlepsze prace artystka uważa te, które powstały w latach 1977-1978,  kiedy to w Londynie związana była z galerią Fischer Fine Arts, specjalizującą  się w malarstwie hiperrealistycznym i nowej figuracji. Kolorystyka tych  prac była chłodna i pastelowa niczym u dziewiętnastowiecznych nabistów. Portretowała wówczas  głównie siebie, korzystając z własnych zdjęć.  Na krakowskiej wystawie prace te można obejrzeć w pierwszej sali.
Autoportrety Ewy Kuryluk w towarzystwie innych postaci lub przedmiotów wzbogacone są o maleńkie  dodatki usytuowane gdzieś w kątach obrazów - warto dokładnie je obejrzeć, bo w tłach rozgrywają się tu scenki namalowane tak że prawie się nie rzucają w oczy. Często połączone są linami  z głównymi bohaterami. Artystka przedstawiona jest w scenach intymnych, paląca, leżąca, ubierająca się, na jasnym niebieskawym tle.
W kolejnej sali mamy obrazy  bardziej surrealistyczne - przypominające momentami prace Paula Klee. Wykonane akrylowymi farbami na płycie pilśniowej bajecznie kolorowe przedstawiają  poetyckie "Człekopejzaże", w których można się dopatrzyć aluzji do wydarzeń z życia artystki, ale i delikatnych odniesień do historii sztuki - np. "Obóz w letni dzień" z 1970 roku bliski jest w nastroju i kolorystyce Matissowi, a "W samochodzie" - pracom Tamary Łempickiej.
Zresztą skojarzenia oglądającego te prace mogą być najróżniejsze: okultystyczne dzieła z lat 60. ("Łąka"),  picassowskie kształty w "Pocałuj embriona" (1969), naiwności niczym z  obrazów Kazimierza Mikulskiego ("Spotkanie"), a nawet przywodzący na myśl dawny hit Martyny Jakubowicz  i słowa "W domach z betonu nie ma wolnej miłości" obraz "Pejzaż miejski" z 1973 r. z nagimi postaciami  we wnętrzach połączonych ze sobą wieżowców w blokowisku...
Wystawa pełna scen miłości, przeniknięta jest jednak duchem wyobcowania i samotności - niemal każdy obraz z wizerunkiem artystki budzi smutek, jakby świat był daleko, a ona sama pozbawiona łączności z innymi, wyalienowana, pogrążona była we własnych problemach i egzystowała w kompletnej pustce, czasem tylko wypełnianej towarzystwem  człowieka lub maszyny do pisania, z nielicznymi momentami gdy oddaje się beztroskiej zabawie (chuśtawka).
"Nie śnij o miłości, Kuryluk" to ekspozycja dla miłośników dobrego malarstwa, którzy mogą zachwycać się pięknem kolorów i form, ale też wystawa bardzo intelektualna - dla znających biografię artystki jest tam zaszyfrowanych mnóstwo aluzji do jej niezbyt wesołego życia.
Ekspozycja czynna do lipca 2016 r.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brawurowa premiera "Manekinów" w Operze Wrocławskiej

"Staram się zbytnio nie intelektualizować swojego malarstwa" — wywiad z argentyńskim malarzem Alejandrem Mariottim

"Flamenco to sposób bycia, śmiechu...kochania..." – wywiad z artystą flamenco FARRU