Radykalne cukierasy - Radosław Ślany w GM

Niesamowite różowości, które zeszły ze ścian galerii, zsunęły się z płócien o niemałych rozmiarach i przekształciły w podłużne formy przypominające gigantyczne cukierki z wnętrzem, w którym można zobaczyć barwne nitkowate formy. Radosław Ślany na wystawie "Czwarty wymiar kreski" pokazuje, że rysunek może przemieścić się w przestrzeni tworząc rzeźbę. Widz zaś może wyobrażać sobie jak ewoluuje przedmiot narysowany kredkami na płótnie. Oglądanie prac wrocławskiego artysty w Galerii Miejskiej to wizualna przyjemność, przyjemność kolorystyczna (aż chciałoby się powiedzieć, o wstydzie!, że to jest śliczne) i równocześnie zabawa w wymyślanie  skojarzeń.
Organizmy rysunkowe, wielkie i zajmujące przestrzeń, angażują widza swoją obecnością, są tak duże i tak absorbujące, że nie sposób ich nie zauważyć. Dwie niezbyt duże sale galerii,  dzięki pracom Radosława Ślanego, wydały mi się ogromne.  Abstrakcyjne i szalone formy rysunkowe zostały zestawione z formami "rzeźbiarskimi" i współistnieją z nimi w doskonałej harmonii. Gdyby usunąć z wystawy  "rzeźby", nagle sale stałyby się dziwnie puste. Oglądając rysunki wiszące na ścianach i  ich odpowiedniki na podłodze galerii, ma się wrażenie że zostały stworzone jako nierozłączna całość.
Schodząc po schodach do piwnic Galerii Miejskiej można obejrzeć prace Marcina Harlendera. Proste kształty, często fragmentarycznie zniekształcone figury geometryczne, takie jak ulubiony przez artystę trójkąt, w klasztornej atmosferze podziemia o ścianach pomalowanych na biało, robią wrażenie prac dziecięcych. Skojarzyły mi się z atmosferą prac Paula Klee, stylizowanych na dziecięce rysowanki. Marcin Harlender stworzył swój własny oryginalny styl, który nie każdemu się spodoba, bo oglądający może stwierdzić, że przecież każdy by tak narysował, co w tym trudnego. Ja jednak przyglądając się tym niewielkim (w porównaniu z pracami Radosława Ślanego wręcz maleńkim) obrazkom dostrzegłam w nich pewne  dążenie do stworzenia rzeczy prostej, tak prostej że aż pozbawionej wszelkich dodatkowych znaczeń. Abstrakcje, w takim znaczeniu  jakie badacze twórczości dziecięcej  nadają prymitywnym i schematycznym pociągnięciom pędzla.
Prace te skojarzyły mi się z książką Raymonda Roussela "Locus solus", pełnej  nieistniejących przedmiotów, których ani znaczenia ani przeznaczenia nie sposób zidentyfikować po opisie. Marcin Harlender twierdzi, że jego prace są czymś w rodzaju powidoków. Radykalne uproszczenie form powoduje, że niektóre prace wyglądają jak gotowe projekty okładek książkowych. Znaki, które z czymś się kojarzą, których kształty nie są idealne, których krawędzie są zniekształcone lub wręcz otwarte. Jest w tym bardzo dużo dyscypliny malarskiej, bo wbrew pozorom bardzo trudno jest nie namalować czegoś jeszcze, poprzestać na swoistym minimum.
Obie wystawy  to ekspozycje w pewnym sensie uzupełniające się. Każdy z artystów jest indywidualnością, którą dzieli wiek (Marcin Harlender to rocznik 1955, zaś Radosław Ślany urodził się w 1973 roku), podejście do koloru, ale łączy fascynacja rysunkiem i sposobem jego wykorzystania przy specyficznych poszukiwaniach i eksperymentach artystycznych.
"Czwarty wymiar kreski" można polecić nawet tym osobom, które nie przepadają za sztuką najnowszą, bo wystawa ta jest po prostu bardzo wizualnie atrakcyjna. Moja znajoma, która wcześniej oglądała te prace stwierdziła, że "najlepsze są  tu cukierasy". Ja dodałabym, że "radykalne cukierasy".
Wystawa czynna będzie do 6 sierpnia.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brawurowa premiera "Manekinów" w Operze Wrocławskiej

"Staram się zbytnio nie intelektualizować swojego malarstwa" — wywiad z argentyńskim malarzem Alejandrem Mariottim

"Nasze imprezy są flamenco, żyjemy flamenco, śpimy flamenco i jemy flamenco" – wywiad z Tomatito