Modry Tarasewicza
Leon Tarasewicz urodził się w 1957 roku we wsi Waliły koło Gródka na
Podlasiu. Jest Białorusinem. W dzieciństwie odwiedzał cerkiew w Gródku,
w której mógł oglądać sakralne dzieła Jerzego Nowosielskiego. W 1984
roku ukończył studia na warszawskiej ASP i wrócił w rodzinne strony. Nie
zaprzestał malowania, a wręcz przeciwnie. Malarstwo zdominowało jego
obrazy do tego stopnia, że z tych obrazów... wyszło i zaczęło panoszyć
się w jego instalacjach. Farba i wielkie pomalowane w charakterystyczne
paski konstrukcje - na poły rzeźbiarskie, na poły architektoniczne stały
się znakiem firmowym Tarasewicza. Jego realizacje można obejrzeć w
różnych zakątkach świata - w USA, Izraelu, Korei, Niemczech i Polsce. Od
pewnego czasu "pasiastą" instalację mogą oglądać mieszkańcy Krakowa i
turyści, którzy przyjechali do stolicy Małopolski i odwiedzają Gmach
Główny Muzeum Narodowego.
Podobnie jest w Katowicach. W nowej siedzibie Muzeum Śląskiego jeszcze przez kilka miesięcy stać będzie drewniany "domek" z okienkami, zatytułowany "Modry". Na zewnątrz widać ślady błękitnej farby, które tworzą specyficzne tarasewiczowskie paski. W środku jest pomalowany żółtą i pomarańczową farbą. Po schodkach można wejść na górę, gdzie stojąc na błękitnej podłodze widać otoczone drewnianymi barierkami wnętrze. Pachnie świeżym drewnem i trocinami. Widz wchodząc do tego wnętrza staje się częścią projektu artysty - ma "do dyspozycji" różne widoki; może zaglądać przez okienka do środka lub na zewnątrz, może też z góry spojrzeć na szklany sufit świetlika galerii.
Do tarasewiczowskiego domku chętnie wchodzą dzieci, choć na górze boją się podejść do barierki. "Pani zaraz wpadnie aparat", słyszę jak jakiś maluch mówi do taty, patrząc z lękiem jak próbuję zrobić zdjęcia piekielnej otchłani.
Tarasewicz tworzy wewnątrz wypełnionego sztuką muzeum fragment natury - w domku z drewna można poczuć się jak w lesie, albo jak na wsi, w zapachu wydzielanym przez prawdziwe drzewa. W to sztucznie stworzone postindustrialne miejsce udało mu się wsączyć trochę z atmosfery białostockiej wsi.
Instalację będzie można obejrzeć do 3 stycznia 2016 roku.
Podobnie jest w Katowicach. W nowej siedzibie Muzeum Śląskiego jeszcze przez kilka miesięcy stać będzie drewniany "domek" z okienkami, zatytułowany "Modry". Na zewnątrz widać ślady błękitnej farby, które tworzą specyficzne tarasewiczowskie paski. W środku jest pomalowany żółtą i pomarańczową farbą. Po schodkach można wejść na górę, gdzie stojąc na błękitnej podłodze widać otoczone drewnianymi barierkami wnętrze. Pachnie świeżym drewnem i trocinami. Widz wchodząc do tego wnętrza staje się częścią projektu artysty - ma "do dyspozycji" różne widoki; może zaglądać przez okienka do środka lub na zewnątrz, może też z góry spojrzeć na szklany sufit świetlika galerii.
Do tarasewiczowskiego domku chętnie wchodzą dzieci, choć na górze boją się podejść do barierki. "Pani zaraz wpadnie aparat", słyszę jak jakiś maluch mówi do taty, patrząc z lękiem jak próbuję zrobić zdjęcia piekielnej otchłani.
Tarasewicz tworzy wewnątrz wypełnionego sztuką muzeum fragment natury - w domku z drewna można poczuć się jak w lesie, albo jak na wsi, w zapachu wydzielanym przez prawdziwe drzewa. W to sztucznie stworzone postindustrialne miejsce udało mu się wsączyć trochę z atmosfery białostockiej wsi.
Instalację będzie można obejrzeć do 3 stycznia 2016 roku.
Komentarze
Prześlij komentarz