Berlińskie ekscesy w BWA w Katowicach
Muszę przyznać, że mam słabość do berlińczyków i do ich miasta, które
jest takim tyglem wolnościowo-kulturowo-artystycznym, w którym każdy
znaleźć może dla siebie miejsce. Zupełnie jak w autobiograficznej
powieści Christophera Isherwooda "Pożegnanie z Berlinem", na motywach
którego powstał kultowy już film Boba Fosse'a "Kabaret" z Lizą Minelli.
Berlin dziś to przede wszystkim sztuka. Niczym nieskrępowana, tworzona
przez ludzi w różnym wieku i o różnym dorobku. To świeżość, ale i
tradycja. To street art, który uwielbiam i postekspresjonizm. To także
literackość - spuścizna po dekadenckich latach 20. i faszystowskich
latach 30. To wreszcie skandalizująca książka z lat 70. Christiane F.
"My dzieci z dworca ZOO".
W Katowicach pojawili się berlińscy artyści i zdominowali Biuro Wystaw Artystycznych i Rondo Sztuki - dwie galerie, w których współczesna sztuka awangardowa czuć się może wyjątkowo dobrze. "Berlin Artists' Statements" to wystawa mająca dwie odsłony (trzecią jest akcja KLUB7 na ulicy Mariackiej w Katowicach). Pierwsza w Rondzie Sztuki, gdzie można obejrzeć poetyckie wizje natury stworzonej z cieni rzucanych przez autentyczne gałęzie leżące na podłodze, a także emitowane przez 15 rzutników światła wielkiego miasta, którego iluzję stworzył Ulrich Vogl na ścianie galerii.
Druga to umieszczone w BWA obrazy wykonane za pomocą tradycyjnych technik malarskich, ale i fotografii czy przestrzeni zdominowanej przez furkoczące jak w starym kinie projekcyjne instalacje, których działanie jest dużo ciekawsze niż film, który jest wyświetlany. W tej drugiej odsłonie berlińscy artyści pokazali różnorodne sposoby tworzenia, ale tak naprawdę najciekawsze są te tradycyjne - wielkoformatowe obrazy olejne. Adam Saks tworzy niemal secesyjne urzekające narkotyczne arabeski ("Dzbanek" z ważką i makami) o wymiarach 180 x 150 cm. Sophie Schama maluje niesamowicie długiego rekina na czarnym tle (obraz ma 3 metry!). Sven Marquardt fotografuje szczupłą starą elegantkę w typie modnych ostatnio wiekowych modelek z chłopcem z domalowanymi czarnymi wąsami - bardzo klimatyczne, bardzo berlińskie zdjęcia rodem ze świata, który już nie istnieje w rzeczywistości, choć umysłów niektórych wiekowych Niemców zapewne nigdy nie opuścił.
Kwintesencja berlińskiej sztuki to obrazy Bernharda Martina. "Innocence Empire" z 2012 roku przedstawia człowieka-bombę, a "Enough in not Enough" (na wystawie zachowano oryginalne angielskie tytuły) jest dekadencką wersją trzech gracji, z których jedna wygląda jak przebrany facet, druga ma na twarzy czarną lateksową maskę kojarzoną z rytuałami BDSM, a trzecia jest ... żyrafą. Wszystkie mają w dłoniach jabłka, niczym zdegenerowane Ewy, które z pewnością już owych symbolicznych owoców grzechu próbowały.
Wystawa w galerii BWA interesująca, choć sporo też na niej prac dziwacznych (np. rzeźba Alicji Kwade wykonana ze sprasowanego pyłu węglowego czy czarne sznury zawieszone na ścianie autorstwa Natalii Stachon). Natomiast w Rondzie Sztuki osobliwe wrażenie robią machiny z jajami, do których specjalnie zaprojektowane podnośniki dołączają coś czego nazwy mogę się tylko domyślać, dlatego ekspozycja ta adresowana jest raczej do zagorzałych wielbicieli maszyn ruchomych, do których ja się nie zaliczam.
Ekspozycja będzie czynna do 7 czerwca.
W Katowicach pojawili się berlińscy artyści i zdominowali Biuro Wystaw Artystycznych i Rondo Sztuki - dwie galerie, w których współczesna sztuka awangardowa czuć się może wyjątkowo dobrze. "Berlin Artists' Statements" to wystawa mająca dwie odsłony (trzecią jest akcja KLUB7 na ulicy Mariackiej w Katowicach). Pierwsza w Rondzie Sztuki, gdzie można obejrzeć poetyckie wizje natury stworzonej z cieni rzucanych przez autentyczne gałęzie leżące na podłodze, a także emitowane przez 15 rzutników światła wielkiego miasta, którego iluzję stworzył Ulrich Vogl na ścianie galerii.
Druga to umieszczone w BWA obrazy wykonane za pomocą tradycyjnych technik malarskich, ale i fotografii czy przestrzeni zdominowanej przez furkoczące jak w starym kinie projekcyjne instalacje, których działanie jest dużo ciekawsze niż film, który jest wyświetlany. W tej drugiej odsłonie berlińscy artyści pokazali różnorodne sposoby tworzenia, ale tak naprawdę najciekawsze są te tradycyjne - wielkoformatowe obrazy olejne. Adam Saks tworzy niemal secesyjne urzekające narkotyczne arabeski ("Dzbanek" z ważką i makami) o wymiarach 180 x 150 cm. Sophie Schama maluje niesamowicie długiego rekina na czarnym tle (obraz ma 3 metry!). Sven Marquardt fotografuje szczupłą starą elegantkę w typie modnych ostatnio wiekowych modelek z chłopcem z domalowanymi czarnymi wąsami - bardzo klimatyczne, bardzo berlińskie zdjęcia rodem ze świata, który już nie istnieje w rzeczywistości, choć umysłów niektórych wiekowych Niemców zapewne nigdy nie opuścił.
Kwintesencja berlińskiej sztuki to obrazy Bernharda Martina. "Innocence Empire" z 2012 roku przedstawia człowieka-bombę, a "Enough in not Enough" (na wystawie zachowano oryginalne angielskie tytuły) jest dekadencką wersją trzech gracji, z których jedna wygląda jak przebrany facet, druga ma na twarzy czarną lateksową maskę kojarzoną z rytuałami BDSM, a trzecia jest ... żyrafą. Wszystkie mają w dłoniach jabłka, niczym zdegenerowane Ewy, które z pewnością już owych symbolicznych owoców grzechu próbowały.
Wystawa w galerii BWA interesująca, choć sporo też na niej prac dziwacznych (np. rzeźba Alicji Kwade wykonana ze sprasowanego pyłu węglowego czy czarne sznury zawieszone na ścianie autorstwa Natalii Stachon). Natomiast w Rondzie Sztuki osobliwe wrażenie robią machiny z jajami, do których specjalnie zaprojektowane podnośniki dołączają coś czego nazwy mogę się tylko domyślać, dlatego ekspozycja ta adresowana jest raczej do zagorzałych wielbicieli maszyn ruchomych, do których ja się nie zaliczam.
Ekspozycja będzie czynna do 7 czerwca.
Komentarze
Prześlij komentarz