Śląski koń trojański

W katowickim BWA otwarto wystawę "Koń trojański", prezentującą dzieła czterech  śląskich artystów związanych z katowicką Akademią Sztuk Pięknych, którą ukończyli u schyłku lat 80. Kuratorem jest historyk  sztuki Jarosław Świerszcz, który pod pseudonimem Ingmar Villqist przez ostatnie lata dał się poznać jako dramaturg ("Noc Helvera","Beztlenowce"). Tytuł ekspozycji nawiązuje do cyklu tekstów, jakie  pisał dla katowickiej Gazety Wyborczej.
Kim są uczestnicy wystawy?  Pierwszy malarz, na którego prace można się natknąć tuż po wejściu do galerii, to Piotr Naliwajko. Artysta oskarżany o obsceniczność, pornografię, kontrowersyjne podejście do tematów religijnych (namalował m.in. Matkę Boską jako lalkę Barbie i  przybycie Chrystusa do Chorzowa), lubujący się w nagości i to nie tej artystycznie wyidealizowanej, pięknej, lecz realistycznie wulgarnej. Twórca nieformalnej grupy Tercet Nadęty Czyli Całkiem Nowi Dzicy Normalni Dadaiści, miał ponad 100 wystaw w Polsce i za granicą i spodobał się Amerykanom, o czym świadczyć może to, że  pozostaje w stałej współpracy z galerią Glass Garage Fine Art w Hollywood.  W  katowickiej galerii BWA można zobaczyć  autoportret artysty (oczywiście nagiego), nagie portrety ojców i synów ("Jerzy Wojnar z synem Grzegorzem") i obraz, który zrobił na mnie największe wrażenie, czyli naga postać z głową roztrzaskaną o bruk. Portretowani są namalowani bez cienia upiększeń, spracowani, o niedoskonałych ciałach, nie najlepiej ubrani, nie najładniejsi, w pozach niezbyt wyrafinowanych. Ich nagość nie budzi doznań estetycznych, ale coś w rodzaju litości czy przerażenia. To ja też tak wyglądam?- może zastanawiać się odbiorca. I moja rodzina także? Nie jest też zbyt szczęśliwy człowiek malowany przez Naliwajkę. Może pogodzony z losem, ale niespecjalnie radosny. To obrazy, z którymi trzeba się trochę oswoić. I nie każdemu się spodobają. Gdy je oglądałam myślałam, że mamy XXI wiek, nowe media, eksperymenty artystyczne, a tu tradycyjne malarstwo, wielkoformatowe i to się ogląda i nie sposób się oderwać. Realizm ma się dobrze, malarstwo również, o czym jakiś czas temu w wywiadzie mówił Jarosław Modzelewski.
Drugi artysta, którego dzieła można zobaczyć w katowickim BWA to Zbigniew Blukacz. Jego niebiesko-szare  malowane grubą warstwą farby "Kałuże" i niemal abstrakcyjne tancerki odległe o całe lata świetlne od degasowskich impresjonistycznych ujęć baletnic to malarstwo eleganckie, kolorystycznie smakowite i niezwykle dekoracyjne. Oglądając "Mapy świata" ma się wrażenie obcowania z obrazami kosmosu, z przestrzenią z filmów SF, albo z fotografiami wykonanymi z przestrzeni okołoziemskiej. Przed otwarciem wystawy dzieci, które przyszły z rodzicami na wernisaż, nie mogły wręcz oderwać wzroku od tych "kosmicznych" wielkoformatowych obrazów.
Trzecim artystą jest mieszkający obecnie w Niemczech Eugen Bednarek. Prace pokazane na wystawie są zdumiewająco nierówne. Błyskotliwe olejne obrazy  bliskie poetyce surrealistów takich jak Paul Klee czy Joan Miro ("Tancerka", "Marionetka") wiszą obok prac eksperymentalnie rozdartych na pół ("Bal zabawek") i tych naśladujących nieudolne dziecinne bazgraniny.
Czwarty malarz to muszę przyznać jeden z moich ulubionych twórców śląskich - Ireneusz Walczak. Jakieś 2 czy 3 lata temu pokazywał swoje "wirujące obrazy", z przyprawiającą o szaleństwo muzyką w katowickim Centrum Kultury imienia Krystyny Bochenek na fantastycznej, a raczej fantasmagorycznej wystawie, o której moja znajoma powiedziała: "Muszę wyjść z nadmiaru wrażeń, bo oszaleję". I z tego co wiem, to odwiedzała tę ekspozycję jeszcze dwukrotnie, zachwycona i oszołomiona. Niestety prace na wystawie w BWA  nie zrobiły na mnie większego wrażenia. Być może reprezentują ten nurt w twórczości śląskiego  malarza, którego ironiczny kontekst do mnie kompletnie nie przemawia ("Instalacja Szymona Kobylarza wg projektu Rolanda Topora bije Walczaka").
O popularności śląskich malarzy  najlepiej świadczy to, że na wernisażu pojawił się tłum tak wielki, że aby coś zobaczyć trzeba się było przeciskać między ludźmi.

Wystawa czynna jest do 12 kwietnia.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brawurowa premiera "Manekinów" w Operze Wrocławskiej

"Staram się zbytnio nie intelektualizować swojego malarstwa" — wywiad z argentyńskim malarzem Alejandrem Mariottim

"Nasze imprezy są flamenco, żyjemy flamenco, śpimy flamenco i jemy flamenco" – wywiad z Tomatito