Miłość i śmierć, czyli Franciszka Starowieyskiego gorszyciela polskiego Theatrum Mundi

Miłość i śmierć, seks i rozkład, zmysłowość i odraza. Barok i surrealizm.  Kobiety, które są jedynie ciałami, seksownymi, pełnymi życia, niewyretuszowanymi jak we współczesnych fotografiach zakochanych w photoshopie pstrykaczy. Nikt tak jak on nie potrafił rysować kobiet. No może Rubens, którego czcił bałwochwalczo.
Franciszek Andrzej Bobola Biberstein Starowieyski, urodzony w Bratkówce w 1930 roku, malarz, rysownik, plakacista, scenograf, reżyser teatralny. Bohater filmu "Bykowi chwała" i  jeden z aktorów w "Dantonie" i "Strukturze kryształu". Jako jedyny Polak miał za życia indywidualną wystawę w prestiżowej MOMA w Nowym Jorku. Twierdził, że widz oczekuje od artysty, by go zgorszyć, obrazić i zaszokować. Jego  Teatr Rysowania bulwersował, bo przy publiczności malował nagie modelki, którym daleko było do anorektyczek chodzących dziś po wybiegach i współczesnych fashion victim chwalących się coraz bardziej wychudzonymi sylwetkami.
Na wystawie " Franciszek Starowieyski (1930-2009). Przyjaźnie paryskie 1683-1693", pochodzącej z paryskiej kolekcji A.i N. Avila, która w ubiegłym roku prezentowana była w Sopocie, a kilka dni temu otwarta została w ratuszu w Lesznie, można obejrzeć wszystko co najbardziej charakterystyczne dla Starowieyskiego. Są tu zatem i rysunki kobiet o ptasich głowach, dziwaczne zwierzęta,  czaszki, surrrealistyczne kształty groteskowych stworów ni to ludzkich ni to zwierzęcych, a także 20-metrowy Teatr Rysowania. Ekspozycja około 150 prac prezentowana jest w salach PBWA, mieszczącej się w  barokowym ratuszu, zbudowanym przez rzymskiego architekta Pompeo Ferrariego, który działał w Wielkopolsce (zaprojektował m.in. kościół  jezuitów w Poznaniu). Starowieyski za najdoskonalszą epokę w dziejach sztuki uważał barok, z jego przesadą, groteskowością, obfitością, zmysłowością i nieustannym memento mori, zatem to nie pomyłka, że często daty na obrazach zaczynają się od tysiąc sześćset któregoś roku.
Miał  sentyment do Krakowa, gdzie studiował u Wojciecha Weissa i choć  podziwiał gotycki kościół Mariacki, to  za najwspanialszy uważał kościół św. Anny, oczywiście barokowy - usytuowany naprzeciwko Collegium Maius, w którym przed laty mieścił się Instytut Historii Sztuki UJ i który był takim miejscem, gdzie przychodziło  krakowskie grono uniwersyteckie, ale i zwykli parafianie. Pociągał go taki delikatny snobizm, elitarność, zarówno w sztuce jak i w życiu, choć może była to jedynie poza przybrana na potrzeby mediów. To u Świętej Anny odbywały się słynne msze dla przedszkolaków odprawiane przez księdza profesora Józefa Tischera, któremu dzieci zadawały pytania w rodzaju "Panie Boże, a czy raki mają nożyczki?".  Franciszek Starowieyski został ukształtowany przez Kraków, przez barokowe obfitości świętych i aniołów, które oglądał w świątyniach i muzeach. Miał w sobie jednak także ten pierwiastek przekory i fantazji, który bardzo wcześnie sprawił, że zainteresował się telewizją i z upodobaniem prezentował  wizję swojej sztuki w programach popularyzatorskich.
Starowieyski, któremu zarzucano, że epatuje seksem i  propaguje satanizm, odpowiadał w wywiadach z niewinną miną: "Przede wszystkim jestem malarzem", "marzę o sztuce doskonałej, idealnej, jak u Rafaela". I trzeba przyznać, że zdolności rysunkowe Starowieyskiego są niesamowite. Pewność, z jaką w Teatrze Rysowania prowadził kreskę budzi podziw.  Starowieyski jako plakacista jest tak rozpoznawalny, że wiele osób, być może nawet nie zdając sobie z tego sprawy,  widziało kiedyś na ulicy jego prace graficzne. Twórczość plakatowa do spektakli teatralnych i operowych jest ważną częścią jego spuścizny. Szczególnie dobrze czuł się też we Wrocławiu, gdzie go doceniano i zamawiano u niego projekty, m.in. dla wrocławskiej Opery.
Nie znam innego tak zafascynowanego barokiem artysty, który potrafiłby tworzyć tak spektakularnie i tak ekscytować w czasach, kiedy o internecie nikomu się jeszcze nie śniło.  W ostatniej scenie filmu "Bykowi chwała" Starowieyski zostaje wraz z modelką uniesiony w scenie nawiązującej do popularnego w barokowym malarstwie tematu wniebowzięcia.
Franciszek Andrzej Bobola Biberstein Starowieyski zmarł w 2009 roku w Warszawie, mieście gdzie kontynuował studia artystyczne i przez wiele lat mieszkał i tworzył.  Czy kogoś dziś jeszcze zgorszy? W czasach gdy sztuka zaczyna eksploatować pornografię jest to raczej wątpliwe. Jego Theatrum Mundi trwało dopóki żył i wymyślał nowe sposoby kreacji, podobnie jak Tadeusz Kantor, dla którego osobiste uczestnictwo w spektaklu, jaki tworzył było nieodzownym elementem Prawdziwej Sztuki. Bez Starowieyskiego także Teatr Rysowania jest już jedynie zapisem twórczych działań. Bez głównego aktora jest martwy.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brawurowa premiera "Manekinów" w Operze Wrocławskiej

"Staram się zbytnio nie intelektualizować swojego malarstwa" — wywiad z argentyńskim malarzem Alejandrem Mariottim

"Nasze imprezy są flamenco, żyjemy flamenco, śpimy flamenco i jemy flamenco" – wywiad z Tomatito