Malarz i jego dwie żony - wystawa Maxa Wislicenusa

Malarz Max Wislicenus (1861-1957) miał dwie żony. Najpierw poślubił Else, utalentowaną artystkę hafciarkę. Był już wtedy uznanym  twórcą, który co prawda urodził się w Weimarze, ale po studiach w Dusseldorfie, największe sukcesy odnosił w środowisku artystycznym Monachium. Miał 35 lat, kiedy dostał propozycję objęcia katedry rysunku na uczelni artystycznej w Breslau, jak w owym czasie nazywano Wrocław.
Został tu przyjęty jak gwiazda - panie z towarzystwa z chęcią pozowały mu do portretów, a jego przyjacielem został słynny architekt Hans Poelzig, który zaprojektował m.in. Pawilon Czterech Kopuł, który możemy dziś oglądać w Parku Szczytnickim, w pobliżu  Hali Stulecia Maxa Berga. I wtedy poznał jeszcze bardziej utalentowaną niż żona początkującą artystkę, Wandę, która była jego studentką. Flirt z niezwykle urodziwą Polką przerodził się w płomienny romans, który przetrwał lata. Gdy o 17 lat młodsza artystka uciekła przed uczuciami niemieckiego malarza w Karkonosze, on nie mógł się z tym pogodzić i zostawiając żonę we Wrocławiu  przyjeżdżał na romantyczne weekendy, wspólne  wędrówki po górach, i spotkania u zaprzyjaźnionych twórców w Szklarskiej Porębie. I tak trwał romans. Aż  do śmierci żony artysty Elsy w 1948 roku.
Gdy Max Wislicenus jako wdowiec mógł wreszie poślubić ukochaną Wandę Bibrowicz, miał  już 88 lat i wszyscy spodziewali się, że dużo młodsza  Wanda, przeżyje męża. Tak się jednak nie stało. Niedługo para artystów nacieszyła się małżeństwem. Wanda zmarła w 1954 roku i 90-letni Max Wislicenus został wdowcem. Gdy po 3 latach zmarł, zgodnie z jego testamentem pochowano go w jednym grobowcu z obiema żonami - Else i Wandą.
Na wystawie "Max Wislicenus. Malarz wrocławskiej secesji" w Muzeum Miejskim we Wrocławiu, które mieści się w pięknie odnowionym dawnym Pałacu Królewskim, można przekonać się jak wyglądał zarówno sam malarz, jak i obie jego żony.
Jako syn malarza historycznego Hermanna, a także reprezentant niemieckiego Jugendstilu Max Wislicenus jest twórcą secesyjnych portretów dam, które są  nie tylko eleganckie i warsztatowo doskonałe, lecz także "po secesyjnemu" lekko nieprzyzwoite (źródło zdjęcia:www.askart.com). Mają w sobie coś z klimatu obrazów Jacka Malczewskiego i Konstantina Ciurlionisa, a więc tych malarzy, którzy umieszczali portretowane postacie w odrealnionym, fantastycznym lub baśniowym krajobrazie.
Wislicenus zafascynowany  zimą wielokrotnie malował ją w Karkonoszach, gdzie zwykł spędzać czas jeżdżąc na nartach i spacerując po okolicy w towarzystwie Wandy Bibrowicz, która zajmowała się tkactwem. Gobeliny i projekty gobelinów tworzyli oboje. Można je obejrzeć w salach Muzeum Miejskiego.
Na wystawie znajduje się  prawie 70 prac Maxa Wislicenusa, z różnych muzeów i kolekcji. Oglądając portrety kobiece nietrudno  dopatrzyć się w nich wpływu   romansowo - skandalizującej biografii malarza, który choć początkowo do prowincjonalnego Breslau  odnosił się z lekką pogardą i wyższością, to jednak z czasem zyskał tu sławę i przychylną mu klientelę. Warto skonfrontować obrazy Maxa Wislicenusa z książkami  wrocławskiego pisarza Marka Krajewskiego, autora cyklu o Eberhardzie Mocku. Biografia niemieckiego malarza znakomicie wpasowuje się w klimat odtworzony przez Krajewskiego  książkach o retro Wrocławiu, jednak  obrazy Wislicenusa bliskie są także zmysłowej atmosferze prozy  Thomasa Manna, a zwłaszcza  jego "Czarodziejskiej górze" czy "Buddenbrockom".
Wrocław był jedynie etapem na artystycznej drodze Maxa Wislicenusa, który przyjechał z Niemiec i do Niemiec powrócił. Z jedną artystką i żoną przybył do Wrocławia. Z drugą opuścił  to miasto na zawsze. Z obiema jest pochowany. W Niemczech, w Weimarze.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brawurowa premiera "Manekinów" w Operze Wrocławskiej

"Staram się zbytnio nie intelektualizować swojego malarstwa" — wywiad z argentyńskim malarzem Alejandrem Mariottim

"Nasze imprezy są flamenco, żyjemy flamenco, śpimy flamenco i jemy flamenco" – wywiad z Tomatito