Rembrandt w Szczecinie

"Krajobraz z miłosiernym Samarytaninem" Rembrandta pokazywany w Gmachu Głównym Muzeum Narodowego w Szczecinie przyciągnął prawdziwe tłumy. Po części dlatego, że to pierwszy pokaz tego dzieła w szczecińskim muzeum, a po części bo to Rembrandt Harmenszoon van Rijn (1606-1669) - jeden z tych mistrzów holenderskiego baroku, którego nazwisko ściąga do muzeów nawet tych, którzy zwykle unikają wernisaży.
Rembrandt najbardziej znany jest dzięki swym znakomitym portretom i autoportretom, przedstawieniom bractw i gildii, tudzież wielkoformatowym obrazom o tematyce biblijnej.
Do najpopularniejszych dzieł tego mistrza holenderskiego baroku należy "Straż nocna", znana także jako "Wymarsz strzelców", praca z 1642 roku  (ściemnienie werniksu powodowało iż dawniej uważano, że jest to scena nocna, czyli tzw.nokturn - prawidłowa nazwa to zatem "Wymarsz strzelców") i  o dziesięć lat wcześniejsza "Lekcja anatomii dr Tulpa", przedstawiająca niezbyt przyjemny motyw sekcji zwłok. Ogółem obrazów namalował ponad 630. Z tego jedynie sześć pejzaży, z których najbardziej znane to: "Kamienny most" z amsterdamskiego Rijksmuseum (1638), "Młyn nad wodą" - o dziesięć lat późniejszy obraz znajdujący się w National Gallery w Waszyngtonie i właśnie nasz "Krajobraz z miłosiernym Samarytaninem", który pierwotnie, do XIX wieku, znany był jako "Widok burzy" (źródło zdjęcia: Wikipedia).
Wszystkie one są niewielkich rozmiarów i postacie, które się w tych pejzażach pojawiają niemal zupełnie w nich giną, przytłoczone bujnością zieleni  drzew i krzewów oraz szarością  stapiającej się z otoczeniem wody oraz nieba pełnego skłębionych chmur. W pewnym sensie wszystkie te pejzaże, a szczególnie ten z polskiej kolekcji Czartoryskich bliskie są jednemu z najbardziej tajemniczych dzieł renesansu - "Burzy" Giorgione'a. Ta sama fascynacja pejzażem, atmosfera "naelektryzowania" burzowego nieba, ten sam sposób przedstawiania zagubionych w dominującej roślinności  postaci ludzkich, które stanowią jedynie dodatek do przedstawienia potęgi natury. Widzimy to zwłaszcza w "Krajobrazie z miłosiernym Samarytaninem", w którym badacze dopatrzyli się związków z biblijną opowieścią z Ewangelii według świętego Łukasza. Ale czy z taką myślą został namalowany?
Historia obrazu, który możemy teraz oglądać w Szczecinie jest dość niezwykła. Rembrandt, oprócz tego że był malarzem i grafikiem, był też kolekcjonerem dzieł sztuki. Miał w swoich zbiorach obrazy małych mistrzów holenderskich, spośród których każdy specjalizował się w innym typie krajobrazu. Byli więc w jego kolekcji: Jacob van Ruysdael, Willem van de Velde i Jan van der Capelle, którzy specjalizowali się w marinach (motywach morskich), był też specjalista od ślizgawek i pejzaży zimowych Hendrick Avercamp i Aert van der Neer, ale także twórcy romantycznych holenderskich widoczków jak Pieter Lastman, Jan Porcellis czy Hercules Seghers (do dzieł tego ostatniego Rembrandt szczególnie lubił nawiązywać w swoich nielicznych pracach o tematyce pejzażowej). Malarze holenderscy w XVII wieku cieszyli się ogromną popularnością i mieszkańcy Królestwa Niderlandów bardzo chętnie kupowali ich dzieła, by zdobić nimi wnętrza swoich wykwintnie urządzonych wąskich i wysokich domów.
"Krajobraz z miłosiernym Samarytaninem" Rembrandt namalował  w 1638 roku na desce dębowej. Wczesne losy tego dzieła nie są dokładnie znane. Wiadomo jedynie, że  zostało zakupione w 1774 roku w Paryżu na aukcji przez malarza i grafika pochodzenia francuskiego Jeana-Pierre'a Norblina, który był związany z rodziną Czartoryskich (był nauczycielem ich dzieci w Puławach). Norblin był zafascynowany Rembrandtem i jego uczniami. Namiętnie skupował dzieła nawet jego naśladowców, gdyż starał się odkryć tajemnice kunsztu jego grafiki. Posunął się nawet do tego, że jedną z akwafort Rembrandta próbował przerobić i niestety kompletnie, jak sam przyznał, ją zepsuł. Po śmierci Norblina na aukcji wystawiono ponad 40 dzieł z pracowni Rembrandta (oczywiście pod nazwą Kolekcja Rembrandta). Nim jednak do owej śmierci doszło, Norblin zachwycony pejzażem przywiózł "Krajobraz z miłosiernym Samarytaninem" do Polski i w 1813 roku sprzedał ją księżnej Izabeli Czartoryskiej, która była znaną mecenaską sztuki, wielką patriotką i  wyposażała własnie swój Domek Gotycki w Puławach. Kiedy wybuchło powstanie listopadowe, Czartoryscy zabrali swe zbiory i wywieźli je do Francji, by po kilku latach wrócić (1876 r.) wraz z pejzażem Rembrandta i innymi dziełami. I tak sobie spokojnie dotrwał ów obraz do wybuchu II wojny światowej, kiedy to kolekcję książąt Czartoryskich zagarnęli Niemcy i dopiero kilka lat po wojnie, dzięki staraniom wybitnego krakowskiego historyka sztuki Karola Estreichera, obraz został zwrócony Polakom i ozdobił jedną ze ścian Muzeum - Fundacji Książąt Czartoryskich w Krakowie. Przez wiele lat (do remontu siedziby fundacji)  obok słynnej "Damy z łasiczką" Leonarda da Vinci był obiektem fascynacji i pielgrzymek turystów, a także przedmiotem szczególnej dumy krakowian.
Kiedy po raz pierwszy widziałam ten obraz kilka lat temu właśnie w budynku przy ul. św. Jana  w Krakowie  zrobił na mnie wrażenie, dzięki typowo rembrandtowskiemu światłocieniowi, a także efektowi jakby mistycznego blasku bijącego z wnętrza dzieła. Dzieła namalowanego w taki sposób, że powinno się go oglądać z pewnej odległości, delektując się jego pięknem.
Zaskoczeniem dla kogoś, kto wcześniej widział  "Krajobraz z miłosiernym Samarytaninem" jedynie na reprodukcjach, są jego niewielkie rozmiary. W przeciwieństwie do innych pejzaży  Rembrandta to dzieło nigdy nie budziło wątpliwości co do swej autentyczności. Czy warto je zobaczyć w szczecińskim muzeum w osobnej, zaciemnionej sali? Najlepszą odpowiedzią jest  ogromne zainteresowanie przybyłych tłumnie na otwarcie ekspozycji, którą można podziwiać do 16 sierpnia.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brawurowa premiera "Manekinów" w Operze Wrocławskiej

"Staram się zbytnio nie intelektualizować swojego malarstwa" — wywiad z argentyńskim malarzem Alejandrem Mariottim

"Nasze imprezy są flamenco, żyjemy flamenco, śpimy flamenco i jemy flamenco" – wywiad z Tomatito