El Greco w Europeum

Jak to się stało, że Grek został jednym z najwybitniejszych przedstawicieli malarstwa hiszpańskiego? Mało tego, Grek, który wyruszył z Kandii na wyspie Korfu i udał się wprost do Wenecji, zmieniał mistrzów jak rękawiczki  (zaczynając od Tycjana skończył w pracowni Tintoretta), po czym bardzo szybko ruszył na podbój Rzymu, gdzie - mówiąc językiem współczesności -  załapał się, do najbardziej prestiżowej Academii di San Luca. Miał nawet czelność spotkać się z papieżem, któremu zaproponował, że zdrapie freski Michała Anioła w Kaplicy Sykstyńskiej i zastąpi je własnymi, jako że już w czasach wczesnej młodości, mieszkając w Kandii specjalizował się w malowidłach ściennych i ma do tego odpowiednie kwalifikacje.
Kim był ów niebywale świadomy swojej wartości malarz? Nazywał się Domenicos Theotocopoulos i urodził się w 1541 roku na Krecie. Po dwudziestu kilku latach spędzonych w Grecji, udał się do Italii, gdzie narobił sobie tylu wrogów, iż z przyjemnością przeniósł się do Hiszpanii, gdzie król Filip II budował dzieło swojego życia - Escorial - ogromny pałac przypominający grobowiec albo więzienie, do którego ozdobienia potrzebował dzieł sztuki dorównujących kolekcji  ojca, Karola V, który upodobał sobie dzieła Tycjana.
El Greco, bo tak zaczęto nazywać Domenica Theotocopoulosa, bardzo szybko zaaklimatyzował się w Hiszpanii. Nie przypadli sobie do gustu z Filipem II, dla którego namalował  "Sen Filipa II" i "Męczeństwo świętego Maurycego", ale dumny Grek niemile zaskoczony, że hiszpański władca nie docenia jego talentu postanowił nie narzucać się i na swoje miejsce do życia wybrał  usytuowane 70 kilometrów od Madrytu kastylijskie miasto nad Tagiem - Toledo, gdzie do miejscowych kościołów zaczął tworzyć monumentalne malowidła.
Jego postacie przypominają ówczesnych arystokratów w kosztownych szatach, z klejnotami, koronkami, starannie odtworzonymi fryzurami i sylwetkami o wydłużonych proporcjach i nienaturalnie trupich barwach - sinych, błękitnych i białych jak pozbawione krwi ciała. Malował portrety bogatych hiszpańskich grandów, stając się bardziej hiszpańskim od samych Hiszpanów. Kiedy patrzymy na najsłynniejszy obraz El Greca "Pogrzeb hrabiego Orgaza", namalowany specjalnie dla kościoła San Tome w Toledo mamy skojarzenia z czasami świętej inkwizycji, ponurego władcy Filipa II, a także z bohaterami sławnej książki Cervantesa "Don Kichot z Manczy" i poezjami Gongory, który  głosił, że "im bardziej żyjesz, tym bardziej umierasz". Mimo iż Cervantes żył w czasach  El Greca nie ma dowodów na to, że kiedykolwiek się spotkali.
Po śmierci  El Greca  pochowano  w krypcie kościoła San Domingo el Antiguo w Toledo. W mieście, które tak pięknie namalował w burzowej poświacie ("Widok Toledo") i jako tło w  "Espolio" ("Obnażeniu z szat") dla miejscowej katedry.
Pozostało po nim około 200 obrazów, w tym wiele wizerunków świętego Franciszka. Jeden z nich znajduje się w Polsce, a jego dzieje są naprawdę niezwykłe. W 1964 roku podczas inwentaryzacji zabytków na Podlasiu dwie pracownice Instytutu Sztuki Pan zainteresowały się obrazem, który wisiał na ścianie na plebanii w Kosowie Lackim. Obraz był brudny, podniszczony, ale zastanawiająco przypominał dzieła El Greca. Przedstawiał świętego Franciszka ze stygmatami i czaszką na tle dziwacznego plamistego nieba (źródło zdjęcia:Wikipedia).
Po wielu konsultacjach, a także po konserwacji podczas której odkryto charakterystyczną sygnaturę malarza, okazało się że faktycznie mamy w Polsce obraz Domenica Theotocopoula i to oryginalny! Gdy po latach badań autentyczność została potwierdzona, władze kościelne obawiały się obraz pokazywać, bojąc się że władze go odbiorą i przeniosą gdzie inadziej.
Kuria przekazała dzieło do Muzeum Diecezjalnego w Siedlcach, gdzie dopiero od 2004 roku można go było oglądać. W ubiegłym roku, roku El Greca, po raz pierwszy "Święty Franciszek" opuścił Siedlce i eksponowany był na wystawie w Zamku Królewskim w Warszawie.
Warto wspomnieć jeszcze krótko o dziejach tego obrazu, które są bardziej historią przypuszczeń i domniemywań niż faktów na temat "Ekstazy świętego Franciszka", bo taka jest oficjalna nazwa tego dzieła. Namalowany między 1575 a 1580, a więc na kilka lat przed "Pogrzebem hrabiego Orgaza", mógł zostać przywieziony z Hiszpanii przez ojca poety Zygmunta Krasińskiego, który po bitwie pod Somosierrą wracał do Polski, a że był właścicielem majątku na Podlasiu, tam właśnie obraz się znalazł. Równie dobrze dzieło to mogli przywieźć często wojażujący po Europie Ossolińscy czy też Radziwiłowie. Jakimś cudem  w 1927 roku obraz znajdował się w warszawskim antykwariacie, skąd został zakupiony i zabrany jako dar dla proboszcza Franciszka Dąbrowskiego z Kosowa Lackiego. Tego samego Kosowa gdzie inwentaryzację robiły panie z Instytutu Sztuki w roku 1964 i gdzie zwróciły uwagę na obraz, który przeznaczony był do wyrzucenia. Brzmi fantastycznie? Oczywiście. Jak na razie jednak o tym co działo się w przeszłości z obrazem niczego pewnego nie wiadomo.
El Greco nie miał zresztą i w samej Hiszpanii szczęścia. Gdy zmarł w 1614 roku jego obrazy przestały cieszyć się zainteresowaniem. Ba! zaczęto uważać je za dzieła obłąkanego, który nie rozróżniał kolorów i nie znał proporcji. Jeszcze w XIX  wieku ówczesny dyrektor madryckiego Prado, które to muzeum posiada ogromną kolekcję dzieł El Greca, planował wynieść je wszystkie do piwnic, bo wydawały mu się paskudne i nieudane. Na szczęście dla El Greca do tego nie doszło i teraz dzieła artysty o przydomku "Grek" uosabiające wszystko co najbardziej hiszpańskie w sztuce hiszpańskiej, można oglądać  pięknie odrestaurowane i wyeksponowane w muzealnych salach.
W Polsce mamy tylko jednego "El Greca", a zatem warto go zobaczyć. Wystawa w krakowskim Europeum czynna będzie od 11 lutego przez miesiąc.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brawurowa premiera "Manekinów" w Operze Wrocławskiej

"Staram się zbytnio nie intelektualizować swojego malarstwa" — wywiad z argentyńskim malarzem Alejandrem Mariottim

"Flamenco to sposób bycia, śmiechu...kochania..." – wywiad z artystą flamenco FARRU