Szkoła Gersona
Wojciech Gerson należy do tych malarzy XIX-wiecznych, którzy przez
wiele lat nie byli specjalnie cenieni. Jego akademickie obrazy o
tematyce historycznej nie uchodziły za zbyt nowatorskie i nawet autor
książki o malarstwie polskim Tadeusz Dobrowolski, wybitny historyk
sztuki i wielbiciel malarstwa XIX w., uważał Gersona za twórcę dość
pośledniej klasy. Oglądając i dziś w muzealnych salach, a nawet na
kartach albumów o sztuce, historyczne dzieła Gersona, można się
zwyczajnie... nie zachwycić.
W swoich czasach uchodził za drugiego po Matejce najlepszego przedstawiciela malarstwa historycznego, a tymczasem współczesny odbiorca oglądający historyczne prace Gersona, może być zaskoczony schematycznością i przesadnym patosem dzieł takich jak "Kazimierz Odnowiciel wracający do Polski". Postacie drewniane, kolory takie sobie, a sztywność kompozycji i maniera sztucznego ustawiania postaci nie zjednują sympatii malarzowi. Co może zdziwić tym bardziej, że Gerson to uczeń Leona Cognieta, spadkobiercy romantycznej tradycji Eugene'a Delacroix i wyśmienitego portrecisty. Jego - mówiąc językiem naszych czasów - seksowny autoportret pokazuje nieco demoniczną urodę, która i dziś może budzić erotyczne emocje. Tymczasem Gerson, który wywodzi się z patriotycznej rodziny ewangelickich rzemieślników o zapatrywaniach typowo romantycznych, jest w przeciwieństwie do swych rodziców przyziemnym pozytywistą, któremu bardziej niż na nowatorstwie i eksperymentach malarskich zależy na działalności propagującej sztukę.
Praca u podstaw, nauczanie, tłumaczenia, grafika (ilustracje do bajek jak np. "Pasterz i wilk" Stanisława Jachowicza", teki litograficzne z widokami Warszawy), ilustrowanie reportaży w ówczesnych pismach takich jak Kłosy czy Tygodnik Ilustrowany, dekoracje Muzeum Przemysłu i Rolnictwa oraz Sali Towarzystwa Kredytowego w Warszawie, dziesiątki obrazów o tematyce historycznej ("Łokietek w Ojcowie", "Kopernik w Rzymie", ilustracje do "Hetmanów polskich", plafony do warszawskiego hotelu Victoria) i religijnej - tym własnie zajmował się przez całe swoje długie i niesamowicie pracowite życie (1831-1901 - źródło zdjęcia: Wikipedia).
O ogromie i różnorodności prac jakim się oddawał z szaloną energią świadczy m.in. to że był współzałożycielem Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych, wydał podręcznik anatomii dla artystów, przetłumaczył traktat o malarstwie Leonarda da Vinci, uczył rysunku w Instytucie Głuchoniemych, a przy tym ciągle malował i pokazywał swoje dzieła w Londynie, Wiedniu, Paryżu i San Francisco. Największą i nieocenioną wręcz wartością działalności Gersona jest jednak przede wszystkim to, że wykształcił całą plejadę fantastycznych artystów, których sława, na jego nieszczęście, kompletnie przyćmiła jego dokonania. Wystarczy przytoczyć takie nazwiska jak Józef Chełmoński, Jan Stanisławski, Leon Wyczółkowski czy Władysław Pankiewicz, którzy byli jego uczniami.
Co prawda kształcił się w jego pracowni także malarz znany bardziej jako zabójca I prezydenta RP Gabriela Narutowicza - Eligiusz Niewiadomski - oraz niebywale popularny na XX-wiecznych aukcjach Alfred Wierusz- Kowalski, który specjalnie wybitny nie był i raczej produkował niż tworzył obrazy, które się dobrze sprzedawały, wielokrotnie powielając ten sam schemat, ale wielu malarzy młodopolskich ma mu wiele do zawdzięczenia.
Wojciech Gerson niewątpliwie był niezmiernie płodnym twórczo malarzem scen historycznych i religijnych, i specjalnie nie cenił swoich prac o tematyce tatrzańskiej, a właśnie one są, jak sądzę, tym co najlepsze w jego twórczości - tym co może się i dziś podobać. Gerson znał tatrzańskie szlaki z autopsji, dużo wędrował i dużo szkicował, a jego podhalańskie krajobrazy z lat 90. XIX w. zdominowane przez górskie strumienie, zwały głazów, wnętrza lasów do dziś ogląda się z przyjemnością ("Zwał skalisty w Dolinie Białej Wody w Tatrach", "Wyschnięty potok w Tatrach"). Jednak w ostatnich latach na aukcjach dzieł sztuki widać wyraźne zainteresowanie twórczością akademicką, dlatego amatorom tego typu malarstwa spodobać się mogą takie prace jak "Kiejstut i Witold więźniami Jagiełły" czy "Kopernik w Rzymie" bardziej niż realistyczne widoki Tatr, które powstały na kilka lat przed śmiercią artysty.
W Muzeum Narodowym w Szczecinie w środę otwarto wystawę poświęconą Gersonowi i jego uczniom. Potrwa dość długo, bo aż do 27 września. W zbiorach szczecińskiego muzeum znajdują się obecnie cztery dzieła Gersona: "Portret Rozalii Winter","Pejzaż z wiatrakiem","Dzieci góralskie" (obraz znany też jako "Przysięga na szarotkę") oraz "Krajobraz tatrzański". Trwają też starania, aby za sumę 800 tys. zł zakupić do zbiorów muzealnych wielkie dzieło historyczne "Bez ziemi. Pomorzanie wyparci przez Niemców na wyspy Bałtyku", które obecnie jest w kolecji prywatnej. Obrazy te mają w przyszłości znaleźć się w zbiorach nowej galerii jaka ma zostać otwarta w 2017 roku w Gmachu Głównym Muzeum Narodowego przy Wałach Chrobrego 3. Jest to niewątpliwie cenna inicjatywa, którą podjęło Towarzystwo Przyjaciół MN, starające się przywrócić szczecińskiemu muzeum dawną renomę. Wszak w tych muzealnych salach w 1911 roku można było oglądać obrazy Vincenta van Gogha, Honore Daumiere'a czy Emila Nolde. Czy i w przyszłości będzie można obejrzeć dzieła równie znakomitych twórców światowej sławy? Należy mieć nadzieję, że tak.
W swoich czasach uchodził za drugiego po Matejce najlepszego przedstawiciela malarstwa historycznego, a tymczasem współczesny odbiorca oglądający historyczne prace Gersona, może być zaskoczony schematycznością i przesadnym patosem dzieł takich jak "Kazimierz Odnowiciel wracający do Polski". Postacie drewniane, kolory takie sobie, a sztywność kompozycji i maniera sztucznego ustawiania postaci nie zjednują sympatii malarzowi. Co może zdziwić tym bardziej, że Gerson to uczeń Leona Cognieta, spadkobiercy romantycznej tradycji Eugene'a Delacroix i wyśmienitego portrecisty. Jego - mówiąc językiem naszych czasów - seksowny autoportret pokazuje nieco demoniczną urodę, która i dziś może budzić erotyczne emocje. Tymczasem Gerson, który wywodzi się z patriotycznej rodziny ewangelickich rzemieślników o zapatrywaniach typowo romantycznych, jest w przeciwieństwie do swych rodziców przyziemnym pozytywistą, któremu bardziej niż na nowatorstwie i eksperymentach malarskich zależy na działalności propagującej sztukę.
Praca u podstaw, nauczanie, tłumaczenia, grafika (ilustracje do bajek jak np. "Pasterz i wilk" Stanisława Jachowicza", teki litograficzne z widokami Warszawy), ilustrowanie reportaży w ówczesnych pismach takich jak Kłosy czy Tygodnik Ilustrowany, dekoracje Muzeum Przemysłu i Rolnictwa oraz Sali Towarzystwa Kredytowego w Warszawie, dziesiątki obrazów o tematyce historycznej ("Łokietek w Ojcowie", "Kopernik w Rzymie", ilustracje do "Hetmanów polskich", plafony do warszawskiego hotelu Victoria) i religijnej - tym własnie zajmował się przez całe swoje długie i niesamowicie pracowite życie (1831-1901 - źródło zdjęcia: Wikipedia).
O ogromie i różnorodności prac jakim się oddawał z szaloną energią świadczy m.in. to że był współzałożycielem Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych, wydał podręcznik anatomii dla artystów, przetłumaczył traktat o malarstwie Leonarda da Vinci, uczył rysunku w Instytucie Głuchoniemych, a przy tym ciągle malował i pokazywał swoje dzieła w Londynie, Wiedniu, Paryżu i San Francisco. Największą i nieocenioną wręcz wartością działalności Gersona jest jednak przede wszystkim to, że wykształcił całą plejadę fantastycznych artystów, których sława, na jego nieszczęście, kompletnie przyćmiła jego dokonania. Wystarczy przytoczyć takie nazwiska jak Józef Chełmoński, Jan Stanisławski, Leon Wyczółkowski czy Władysław Pankiewicz, którzy byli jego uczniami.
Co prawda kształcił się w jego pracowni także malarz znany bardziej jako zabójca I prezydenta RP Gabriela Narutowicza - Eligiusz Niewiadomski - oraz niebywale popularny na XX-wiecznych aukcjach Alfred Wierusz- Kowalski, który specjalnie wybitny nie był i raczej produkował niż tworzył obrazy, które się dobrze sprzedawały, wielokrotnie powielając ten sam schemat, ale wielu malarzy młodopolskich ma mu wiele do zawdzięczenia.
Wojciech Gerson niewątpliwie był niezmiernie płodnym twórczo malarzem scen historycznych i religijnych, i specjalnie nie cenił swoich prac o tematyce tatrzańskiej, a właśnie one są, jak sądzę, tym co najlepsze w jego twórczości - tym co może się i dziś podobać. Gerson znał tatrzańskie szlaki z autopsji, dużo wędrował i dużo szkicował, a jego podhalańskie krajobrazy z lat 90. XIX w. zdominowane przez górskie strumienie, zwały głazów, wnętrza lasów do dziś ogląda się z przyjemnością ("Zwał skalisty w Dolinie Białej Wody w Tatrach", "Wyschnięty potok w Tatrach"). Jednak w ostatnich latach na aukcjach dzieł sztuki widać wyraźne zainteresowanie twórczością akademicką, dlatego amatorom tego typu malarstwa spodobać się mogą takie prace jak "Kiejstut i Witold więźniami Jagiełły" czy "Kopernik w Rzymie" bardziej niż realistyczne widoki Tatr, które powstały na kilka lat przed śmiercią artysty.
W Muzeum Narodowym w Szczecinie w środę otwarto wystawę poświęconą Gersonowi i jego uczniom. Potrwa dość długo, bo aż do 27 września. W zbiorach szczecińskiego muzeum znajdują się obecnie cztery dzieła Gersona: "Portret Rozalii Winter","Pejzaż z wiatrakiem","Dzieci góralskie" (obraz znany też jako "Przysięga na szarotkę") oraz "Krajobraz tatrzański". Trwają też starania, aby za sumę 800 tys. zł zakupić do zbiorów muzealnych wielkie dzieło historyczne "Bez ziemi. Pomorzanie wyparci przez Niemców na wyspy Bałtyku", które obecnie jest w kolecji prywatnej. Obrazy te mają w przyszłości znaleźć się w zbiorach nowej galerii jaka ma zostać otwarta w 2017 roku w Gmachu Głównym Muzeum Narodowego przy Wałach Chrobrego 3. Jest to niewątpliwie cenna inicjatywa, którą podjęło Towarzystwo Przyjaciół MN, starające się przywrócić szczecińskiemu muzeum dawną renomę. Wszak w tych muzealnych salach w 1911 roku można było oglądać obrazy Vincenta van Gogha, Honore Daumiere'a czy Emila Nolde. Czy i w przyszłości będzie można obejrzeć dzieła równie znakomitych twórców światowej sławy? Należy mieć nadzieję, że tak.
Komentarze
Prześlij komentarz