Cygańskie królowe i źli chłopcy
Bogactwo i nędza. Full kolor i świat czarno-biały (bardziej czarny,
niż biały). Cyganie i imigranci. Królowe i żebraczki. Barwne kosztowne
tkaniny i łachmany z lumpeksów. Obskurny świat współczesny z ubogich
dzielnic i baśniowa egzotyka rodem z dawnych hinduskich ilustracji. W
katowickim BWA w piątek otwarto wystawę fotografii socjologicznej.
Wystawę podwójną. Przestrzeń galerii została podzielona na dwie części. W
jednej prezentowane są zdjęcia wykonane przez portugalskiego
fotografa Jeana – Manuela Simoesa „Chiens de la casse” („Źli chłopcy”).
Tworzą gigantyczną instalację składającą się z ogromnych
czarno-białych fotografii wykonanych na przedmieściach Paryża. To
zdjęcia porażające. Niektóre rozmyte, zrobione jakby w biegu, albo
podczas jazdy skuterem. Przedstawiają świat jaki można zobaczyć na
teledyskach francuskich raperów o arabskich albo murzyńskich korzeniach.
Świat blokowisk, ludzi utrzymujących się z zasiłków, kradzieży lub
sprzedaży narkotyków. Poniekąd bardzo podobny do tego opisanego w
książce „Gomora” Roberta Saviano albo w powieści "Szurmo" Izzo. Świat
ludzi bez przyszłości, żyjących jedynie dniem dzisiejszym, a jednak
tęskniących za kolorowymi gadżetami agresywnie reklamowanymi na
billboardach. Fotografie chłopaków dumnie przyodzianych w markowe dresy
i sportowe buty, palących reklamowane w mediach papierosy i
oglądających telewizję w obskurnych pomieszczeniach. Simoesowi udało
się uchwycić rozpacz i bezwyjściowość życia mieszkańców bloków, które
stały się gettami. Kiedy Le Corbusier opracował koncepcję tzw.
jednostki marsylskiej (pierwsza powstała w latach 1947-1952) – bloku
pełniącego funkcję osiedla, nie przewidział, że takie ogromne skupisko
ludzi pozbawionych pracy, a nierzadko także obywatelstwa, stanie się
enklawą przestępczości, miejscem gdzie nawet policja będzie się bała
zaglądać. Przeludnione do granic możliwości małe mieszkanka, w których
kolejni imigranci z Algierii, Maroka i innych państw, starają się
przeżyć, tworząc namiastkę normalności sfotografował Simoes jakby "od
wewnątrz". Udało mu się pozyskać zaufanie tytułowych „Złych chłopców” i
wejść do ich mieszkań, sfotografować jak spędzają wolny czas, jak się
poruszają, ubierają, z kim się spotykają. To trudne zdjęcia. Fakt że
zostały wykonane jako czarno-białe w jakiś sposób nobilituje ich
bohaterów (w ostatnich latach zdjęcia czarno-białe uchodzą za niezwykle
elegackie), ale też sprawia, że dla nie obeznanych z tematem widzów są
to prace szokujące, tym bardziej że zostały zrobione w cywilizowanej
Europie. Wszak Francja zawsze uchodziła za miejsce szczególnie
wyrafinowane, miejsce sztuki, wielkich artystów, wspaniałej
architektury. Ostatnie wydarzenia – atak na siedzibę satyrycznej gazety
„Charlie Hebdo” w Paryżu, podczas którego zginęli ludzie, wstrząsnął
światem. Simoes w 2005 roku fotografował zamieszki w podparyskich
dzielnicach; tam też były ofiary, ale był to problem "getta", z którym
paryżanie niewiele mieli do czynienia. Podczas ostatnich tragicznych
wydarzeń w Paryżu sytuacja była inna - tragedia dotknęła nie ludzi z
getta, lecz zwykłych mieszkańców stolicy Francji. Wystawie prac
fotograficznych Simoesa patronuje belgijskie Atelier 34zero Muzeum i
wydawnictwo Husson, którego siedziba znajduje się w Brukseli. Kilka dni
przed otwarciem katowickiej ekspozycji, w stolicy Belgii podczas
marszu „Razem przeciw nienawiści”, redakcję belgijskiego dziennika Le
Soir trzeba było ewakuować po anonimowym telefonie. „Będzie wybuch
bomby w waszej redakcji”, usłyszeli dziennikarze. W takim świecie
żyjemy, zdaje się mówić Simoes, który zapewne tak łatwo porusza się po
przedmieściach Paryża, bo sam się tam urodził i znał zarówno ludzi
stamtąd jak i niepisane zasady, jakimi kierują się ludzie z
przedmieścia.
Druga część wystawy w katowickim BWA zatytułowana została „Gypsy Queens” („Cygańskie królowe”). Prace Sebastiena Cuveliera, pochodzącego z Luksemburga podróżnika i fotografika, przedstawiają rumuńskie pałace bogatych Cyganów, kiczowate i barwne jak z opowieści z tysiąca i jednej nocy, które jakiś szalony artysta poupiększał jak się tylko dało. Okazałe rezydencje są jednak niemal zupełnie puste. Błąkają się po nich pozostawione samym sobie bogate Cyganki – w futrach, złocie, chustach kryjących długie włosy, drogich butach ubranych na jaskrawe skarpety. Pałace pozbawione władców, którzy gdzieś, w innych krajach zarabiają na swoje rodziny. W jednym z reportaży poświęconych rumuńskim żebrakom, jakie telewizja BBC nakręciła w Londynie, można było obejrzeć jak dorobili się „posiadacze” znakomicie zorganizowanych szajek żebraczych. Ich domy do złudzenia przypominają te uwiecznione na fotografiach Cuveliera. Filmowcom z BBC nie udało się dotrzeć do wnętrz rezydencji „królów żebraków”. Luksemburski fotograf zdobył jak widać zaufanie właścicieli pałaców, którzy pozwolili mu fotografować swoje żony i córki. Co ciekawe, jedynie płeć piękna została uwieczniona w ogromnych salonach. Mężczyzn na tych zdjęciach nie ma. Tytuł „Cygańskie królowe” jest znaczący. Królowe są same, ale bynajmniej nie samotne. Ktoś kogo nie ma na zdjęciach pracuje na ich luksusowe stroje i gadżety. Jak? Tego nie wiadomo. Cygański kodeks nakazuje pokazywanie bogactwa, nawet jeśli nie bardzo potrafi się z niego korzystać. Właściwe mieszkalne pomieszczenia umieszczone gdzieś na tyłach pałacyków nie są pokazywane. W kontekście popularnych programów w rodzaju brytyjskiego hitu telewizyjnego „Moje wielkie cygańskie wesele” wystawa Cuveliera wygląda jak swoisty komentarz do życia, które wciąż stanowi egzotykę dla gadjów. Wystawa w katowickim BWA warta jest obejrzenia i zastanowienia nad tym jak blisko nas istnieje świat, którego zasady są zupełnie odmienne od tego jakimi kierują się zwykli mieszkańcy cywilizowanej Europy. Bo przecież przedmieścia Paryża i Buzescu czy Strehaia w Rumunii to wciąż jest Europa, choć niektórzy wolą udawać, że tak nie jest.
Druga część wystawy w katowickim BWA zatytułowana została „Gypsy Queens” („Cygańskie królowe”). Prace Sebastiena Cuveliera, pochodzącego z Luksemburga podróżnika i fotografika, przedstawiają rumuńskie pałace bogatych Cyganów, kiczowate i barwne jak z opowieści z tysiąca i jednej nocy, które jakiś szalony artysta poupiększał jak się tylko dało. Okazałe rezydencje są jednak niemal zupełnie puste. Błąkają się po nich pozostawione samym sobie bogate Cyganki – w futrach, złocie, chustach kryjących długie włosy, drogich butach ubranych na jaskrawe skarpety. Pałace pozbawione władców, którzy gdzieś, w innych krajach zarabiają na swoje rodziny. W jednym z reportaży poświęconych rumuńskim żebrakom, jakie telewizja BBC nakręciła w Londynie, można było obejrzeć jak dorobili się „posiadacze” znakomicie zorganizowanych szajek żebraczych. Ich domy do złudzenia przypominają te uwiecznione na fotografiach Cuveliera. Filmowcom z BBC nie udało się dotrzeć do wnętrz rezydencji „królów żebraków”. Luksemburski fotograf zdobył jak widać zaufanie właścicieli pałaców, którzy pozwolili mu fotografować swoje żony i córki. Co ciekawe, jedynie płeć piękna została uwieczniona w ogromnych salonach. Mężczyzn na tych zdjęciach nie ma. Tytuł „Cygańskie królowe” jest znaczący. Królowe są same, ale bynajmniej nie samotne. Ktoś kogo nie ma na zdjęciach pracuje na ich luksusowe stroje i gadżety. Jak? Tego nie wiadomo. Cygański kodeks nakazuje pokazywanie bogactwa, nawet jeśli nie bardzo potrafi się z niego korzystać. Właściwe mieszkalne pomieszczenia umieszczone gdzieś na tyłach pałacyków nie są pokazywane. W kontekście popularnych programów w rodzaju brytyjskiego hitu telewizyjnego „Moje wielkie cygańskie wesele” wystawa Cuveliera wygląda jak swoisty komentarz do życia, które wciąż stanowi egzotykę dla gadjów. Wystawa w katowickim BWA warta jest obejrzenia i zastanowienia nad tym jak blisko nas istnieje świat, którego zasady są zupełnie odmienne od tego jakimi kierują się zwykli mieszkańcy cywilizowanej Europy. Bo przecież przedmieścia Paryża i Buzescu czy Strehaia w Rumunii to wciąż jest Europa, choć niektórzy wolą udawać, że tak nie jest.
Komentarze
Prześlij komentarz