Permanentna inwigilacja, albo o sztuce podglądactwa
W kultowym filmie "Seksmisja" jeden z bohaterów, obudzony po wielu
latach hibernacji, widząc iż znajduje się pod obstrzałem spojrzeń
kobiet, które w fartuchach lekarskich z zaciekawieniem obserwują go
jako przedstawiciela reprezentującego gatunek, który wyginął, krzyczy z
rozpaczą:"Permanentna inwigilacja!". Film powstawał w czasach, gdy o
reality show ani artystach wystawiających siebie na pokaz i
nazywających to sztuką, mało kto w Polsce słyszał, choć może Jerzy Bereś
i jego nagie, niemal ekshibicjonistyczne perfomensy były pewnego
rodzaju prototypem sztuki podglądactwa. W ostatnich latach to co było
swoistym ekscesem artystycznym, o którym plotkowano z wypiekami na
twarzy, nie tylko się spopularyzowało, ale nawet spowszedniało. Kto dziś
pamięta pierwsze edycje "Big Brothera", "Baru" czy innych tego typu
programów, w których ludzie bez skrępowania obnażali się duchowo i
fizycznie, a nawet uprawiali seks, naśladując przed kamerą prawdziwe
życie? Z czasem artyści zaczęli nagrywać fragmenty swojej prawdziwej
codzienności i pokazywać siebie nie tylko jak malują (to już przecież
czynił swego czasu Franciszek Starowieyski, który podczas nagrywanych
dla TV pokazów z publicznością w tle, malował nagie modelki), ale jak
zajmują się najzwyklejszymi, najbardziej banalnymi czynnościami.
Oczywiście w momencie rozpowszechnienia internetu i artyści znaleźli
sobie miejsce, gdzie mogli nie tylko prezentować swoją twórczość, ale
też wykorzystywać bardzo ludzką skłonność do podglądania. Fotografie
gdzie przez dziurkę od klucza podgląda się artystę niczym w
pornograficznych filmach, czy też wykorzystywanie mediów
społecznościowych takich jak Facebook do uprawiania sztuki
voyeurystycznej, stały się faktem. A zwykły odbiorca oczarowany
możliwościami wniknięcia do sypialni dosłownie każdego, zafascynowany
zaczął podglądać wszystko co oferuje internet. Twórczość artystyczna
bywa zwykle odzwierciedleniem realnego zycia. Artysta może teraz nie
tylko być podglądany, ale i sam może podglądać. W ogromnej rzeźbie DRON
Julity Wójcik, która w tym roku stanęła w Parku Śląskim, zamontowana
jest kamera, która może nagrywać widzów spacerujących po parkowej alei i
zbliżających się do tej gigantycznej komarowej sylwetki, a oni mogą
machać do nagrywającej kamery, zaś potem na stronie internetowej
zobaczyć samych siebie. Artysta może oglądać widza, widz może oglądać
artystę, a jak się okazuje nawet dzieło artysty, czyli rzeźba też może
podglądać widza. Słowem: permanentna inwigilacja.
Komentarze
Prześlij komentarz