Galeria Rzeźby Śląskiej

W ciepły słoneczny poranek wybrałam się do chorzowskiego Parku Śląskiego,  by odszukać magiczne miejsce - Galerię Rzeźby Śląskiej. Obok "Leśniczówki". W górę, w kierunku Planetarium, a potem skręcić w bok, w leśną ścieżkę. Byłam już tam kiedyś z autorem jednej z rzeźb, ale muszę przyznać, że szliśmy wtedy inną drogą. Tym razem w pustawym  leśnym odludziu czułam się nieco dziwnie. Od czasu do czasu widziałam jednak przemykających biegaczy i starszych spacerowiczów z psami, więc nie byłam tam aż tak zupełnie sama. Gdy dotarłam do polanki, na której w zieleni rozrzucone co kilka kroków stały rzeźby, byłam już mocno zziajana. Brodząc w trawie szukałam tabliczek informujących o autorze i tytule dzieła. Nie wszędzie jednak były one umieszczone. Za to znajdowały się tam reflektorki, które zapewne w nocy musiały podświetlać rzeźby i wydobywać je z mroku. Niestety, ja w nocy udać się w to odludne miejsce bym się nie ośmieliła. Może więc klienci pobliskiej Leśniczówki - restauracji, w której odbywają się koncerty rockowe i bluesowe - wychodząc na chwilę z wnętrza widzą olśniewającą rzeźbiarską polanę? Tego nie wiem i chyba się nie dowiem, bo w okolicy było pustawo. Miejsce niewątpliwie magiczne, ale mało kto o nim wie coś bliższego. W każdym razie turystom nic o tym nie wiadomo. Warto wspomnieć więc trochę o historii tego miejsca. Inicjatorem powstania tego wydzielonego specjalnie dla rzeźb miejsca była Sekcja Rzeźby katowickiego Związku Artystów Plastyków. Nazwano je dumnie Galerią Rzeźby Śląskiej, gdyż była to druga w Polsce, po Wilanowie, galeria na wolnym powietrzu, gdzie pod gołym niebem ustawiono kilkadziesiąt rzeźb, wokół których można było spacerować, oglądając je z bardzo bliska. W zamierzeniu galeria miała co 2 lata wzbogacać się o nową rzeźbę. Wśród tematów rzeźbiarskich prac znalazły się zwierzęta - łanie, koziołki, ale i akty oraz symbole mitologiczne. Fotografujący się przy rzeźbach spacerowicze swego czasu upodobali sobie zwłaszcza jajo, z którego wykluwa się nowe życie. Rzeźby do galerii wybierano w wyniku konkursów, które odbywały się od 1962 r. Pierwsza wystawa prac konkursowych odbyła się rok później, druga w 1965 roku, trzecia w 1970 roku. Ogółem zorganizowano ich siedem. Początkowo, w latach 60. XX w., najpierw na konkursie obowiązywał jednolity materiał i był nim gips. Te gipsowe rzeźby stały zwykle przez 2 lata, po czym te prace, które katowicki oddział ZPAP zdecydował się zakupić, wykonywano w trwałym materiale i ustawiano na polanie. Pozostałe gipsowe prace niszczono. Z pierwszej wystawy zakupiono 3 prace: Egona Kwiatkowskiego, Tadeusza Ślimakowskiego i Fryderyka Kubicy. Z drugiej ekspozycji w 1965 roku pozostało  w galerii 6  prac: Augustyna Dyrdy, Fryderyka Kubicy, Angeliny Petrucco-Jura, Zygfryda Dudzika i Stanisława Hochuła. W latach 60., z których pochodzi najwięcej dzieł spośród stojących 35 rzeźb w galerii, swoje prace prezentowali tam również: Jan Herma, Piotr Latoska, Jerzy Michałek, Stanisław Słodowy, Teresa Michałowska-Rauszer, Antoni Szkudło, Leopold Trybowski,Tadeusz Wencel, Antoni Biłka, Zygmunt Brachmański, Tadeusz Sadowski czy Józef Sawicki. W założeniach wystawy miały mieć charakter cykliczny, lecz odbyło się ich zaledwie kilka. Ostatnia miała miejsce pod koniec lat 70. Wraz z wprowadzeniem stanu wojennego i likwidacją ZPAP ideę  wystaw w ramach GRS zarzucono. Część artystów, już wówczas w podeszłym wieku, wycofała się. Młodzi nie byli w owym czasie zainteresowani kontynuowaniem wystaw rzeźbiarskich. Na początku lat 80. zorganizowano jeszcze tylko jeden plener, po którym ustawiono ostatnie rzeźby, spośród tych które dziś można obejrzeć na polance. Pod jedną z prac zobaczyć można niebieską tabliczkę z napisem informującym, że to Galeria Rzeźby Śląskiej i że powstała w wyniku plenerów z lat 1963 -1983. To cała informacja, jaką może zobaczyć ktoś kto odwiedza to miejsce. Szkoda też, że niektóre rzeźby są w tak opłakanym stanie. W dziurach leżą zeschłe liście, śmieci, widać kawałki popękanego materiału, niektóre fragmenty rzeźb poodpadały. Ma to swój osobliwy, typowo romantyczny urok, ale szkoda że nikt tego pięknego, magicznego miejsca nie odnowi. Bo może się okazać, że na polance za kilka lat zostaną same zgliszcza.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brawurowa premiera "Manekinów" w Operze Wrocławskiej

"Staram się zbytnio nie intelektualizować swojego malarstwa" — wywiad z argentyńskim malarzem Alejandrem Mariottim

"Nasze imprezy są flamenco, żyjemy flamenco, śpimy flamenco i jemy flamenco" – wywiad z Tomatito