Gdzie ci artyści? Notatki o skandalach
Wielkie gwiazdy malarstwa. Wielkie nazwiska, które przyciągają do muzeów
i galerii prawdziwe tłumy. Dlaczego coraz bardziej określenie to
odnosi się do twórców z przeszłości? Czyżby nie było nowych "Picassów"?
Co roku uczelnie artystyczne wypuszczają przecież rzesze nowych
absolwentów na ciężki rynek sztuki. Niektórym się udaje - sprzedają
swoje obrazy, jakoś tam mniej lub bardziej radzą sobie, żyjąc z
tworzenia wspomaganego przez pracę w reklamie, telewizji, modzie, albo
odchodząc jeszcze dalej od sztuki. Czy jednak ktoś z nich zrobi karierę
jako artysta? W ostatnich kilku latach coraz częściej sławę zyskuje się
bardziej dzięki skandalom niż dzięki twórczości stricte artystycznej. I
nie jest to trend odosobniony, ograniczający się do malarzy, rzeźbiarzy
czy architektów. Również pisarze, poeci, dziennikarze zaczynają coraz
bardziej doceniać siłę skandalu. Nieważne co piszą, byleby poprawnie
pisali nazwisko, a właściwie aby w ogóle pisali... Coraz częściej zdarza
się, że twórca, aby się przebić, podejmuje mniej lub bardziej
świadomą decyzję o tym, by zaistnieć w mediach dzięki kontrowersjom
związanym albo z jego osobą, albo z twórczością, którą uprawia albo z
wypowiedziami, których udziela. Zrozumiał to już Salvador Dali, który
opracował strategię zaistnienia - dzięki specyficznemu wyglądowi (słynne
wąsy, które stanowiły element jego image'u), skandalicznemu zachowaniu
(wyrzucenie z grupy surrealistów to było coś, zwłaszcza że grupa ta
składała się z samych skandalizujących jednostek), deklarowaniu miłości
do pieniędzy i komercji w czasach, kiedy to przyznawanie się do tego w
artystycznych sferach po prostu nie uchodziło. Stereotyp biednego
malarza tworzącego w trudnych warunkach bytowych i kochającego sztukę
ponad sprawy materialne własciwie do dziś nieźle się trzyma. Dali odkrył
jednak, że deklarowane oficjalnie przywiązane do dóbr materialnych,
zerwanie z konwenansami obyczajowymi może mu przynieść same korzyści, a
wrodzony talent do biznesu pozwoli mu na całkiem wygodne życie. Po Dalim
kolejnym artystą - skandalistą, który chciał po prostu robić pieniądze
dzięki swojej sztuce był Andy Warhol, który równie mocno dążył do
wykreowania siebie (słynna platynowo-siwa peruczka, wampirza bladość
oblicza prezentowane wielokrotnie w mediach i we własnej sztuce), jak
do tego, by stworzyć wokół siebie przyciągającą widza kuszącą aurę
skandalu. Serigrafie Warhola przedstawiające słynne gwiazdy ówczesnych
mediów jak Marilyn Monroe czy Jackie Kennedy, miały wzmocnić "światowy"
wizerunek artysty, który bywał na salonach i wszystkich znał, więc sława
celebrytów poniekąd stała się i jego sławą. Czy i dzisiaj artyści mają
szanse na podobną karierę? Szczerze mówiąc wątpię, bo właściwie wszystko
lub niemal wszystko już był0. A pomysły artystów wymierzone w politykę,
religię czy obowiązującą moralność nikogo kto interesuje się sztuką już
aż tak nie poruszają, przynajmniej nie na tyle by utrwalić wizerunek
artysty-skandalisty jako innowatora, któremu trzeba zrobić miejsce w
panteonie gwiazd sztuki. Oczywiście działania twórcze tego rodzaju budzą
podsycane przez media zgorszenie, oburzenie i złość, jednak jak mi się
wydaje najczęściej utrwalają w pamięci odbiorców, czyli nas wszystkich,
jedynie wizję samego działania, a nie nazwisko konkretnego artysty czy
jego innych dzieł. Wiele osób słyszało o warszawskiej "Tęczy",
wielokrotnie podpalanej i odnawianej, ale czy przeciętny Polak potrafi
wymienić nazwisko autorki? Nie sądzę. Podobnie jest z autorką
skandalizującej przed laty "Piramidy zwierząt". Kto z zagadniętych
przechodniów na warszawskiej ulicy pamięta jak się owa artystka nazywa?
Chyba nie ma wiele takich osób, jeśli oczywiście nie natrafimy na osoby z
tzw. środowiska. A przecież artystka ta robiła jakiś czas temu
skandalizujące, szeroko komentowane w prasie artystyczne filmy z
transwestytami i karłami w rolach głównych, co jednak w świadomości
zwykłego człowieka, który na hasło "Picasso" reaguje bezbłędnie, nie ma
jak się okazuje większego znaczenia. Nazwisko zanika, gdy skandal czy
nawet jego próba, przesłania wartość samego dzieła. Notatki o skandalach
można zakończyć zwracając uwagę na swoisty ekshibicjonizm twórców,
którzy za pomocą eksponowania własnej intymności, seksualności, nagości
niebezpiecznie zbliżają się do pornografii. I granica ta, zwłaszcza w
przypadku fotografii, często bywa przekraczana, sprawiając że odbiorca
nie patrzy na aspekty artystyczne, tylko zwyczajnie wstydzi się,
podnieca albo zastanawia jakie jest życie seksualne twórcy. Takie
wrażenie wywołuje np. twórczość Amerykanki Nan Godin. Czy więc skandal
jest dobry na wszystko? Być może jest swoistą przepustką do świata
celerytów, ale czy opinia "znany z tego że jest znany" niczym
prekursorka takiego postrzegania "sławy", czyli Paris Hilton, jest dla
twórcy odpowiednia?
Komentarze
Prześlij komentarz