Polski Japończyk w poszukiwaniu absolutu
Czy mieszkający od 50 lat w Polsce Japończyk przestaje być
Japończykiem? Czy japoński artysta ponad pół wieku żyjący w innym kraju
zaczyna tworzyć inaczej? Moim zdaniem na żadne z tych pytań nie można
odpowiedzieć twierdząco. Przynajmniej jeśli chodzi o Koji Kamoji, który
po studiach w tokijskiej Akademii Sztuk Pięknych, przyjechał do Polski i
tu „osiadł” w zupełnie innej kulturze, pozostając mimo to tak bardzo
japońskim jak się tylko dało. I chociaż całkiem dobrze mówi po polsku,
ma właściwe Japończykom nawyki – subtelną grzeczność, doskonałe
wychowanie, buddyjski spokój, kłanianie się przy powitaniu.
„Przedstawicielem natury jest kamień”, powiedział w jednym z wywiadów. I kamienie faktycznie często występują w jego sztuce w roli głównych aktorów. Spokojnej, niemal świątynnej atmosfery spodziewać się można oglądając obrazy Kamojiego, na których szare, namalowane tuszem koła toną w bieli. Bieli śmierci, bieli modlitwy i to w znaczeniu typowym dla naszej (polskiej) kultu…
„Przedstawicielem natury jest kamień”, powiedział w jednym z wywiadów. I kamienie faktycznie często występują w jego sztuce w roli głównych aktorów. Spokojnej, niemal świątynnej atmosfery spodziewać się można oglądając obrazy Kamojiego, na których szare, namalowane tuszem koła toną w bieli. Bieli śmierci, bieli modlitwy i to w znaczeniu typowym dla naszej (polskiej) kultu…